Długo nie pamiętałem o tym nijakim, beznadziejnie nieważnym czymś, jak najtrafniej można opisać krzak perekotypola, dopóki nie przyjrzałem się, acz w maleńkiej skali, jego uciążliwej wędrówce na dzikiej plaży w Aheloj, koło Burgas. Podrywający się do lotu, napastliwy krzaczek przeganiał siedzących z rzadka turystów i obijał się, jak o wrota piekieł o tablicę z napisem: zakaz kąpieli, brak ratownika. Macki perekotypola próbowały się wkręcić i w mój ręcznik, ale sprawnym ruchem podbiłem intruza i pozwoliłem pofrunąć mu dalej. I po co ten lot? Zadałem sobie w duchu pytanie, odpowiadając dopiero po chwili zastanowienia, że perekotypole, zwane czasem burzanem właśnie, w ten sposób walczy o przetrwanie. Jego wędrówka to nic innego jak zasiew podobnych do piasku nasion, z których wiosną, po deszczach wyrastają wątłe pędy potomków azjatyckiego nomady.