Bogusław Chrabota: Czy ksiądz Józef Gorzelany był zdrajcą czy bohaterem?

Mam duży kłopot z oceną ludzkich postaw w Polsce komunistycznej, zwłaszcza u jej zarania, kiedy reżim był naprawdę groźny, UB łamało kości, a bunt wobec systemu równał się bohaterstwu. Nie od każdego należało tego oczekiwać. I tym większa chwała dla tych, którzy nie bali się sprzeciwiać ówczesnej władzy.

Aktualizacja: 09.06.2018 08:56 Publikacja: 07.06.2018 22:06

Bogusław Chrabota: Czy ksiądz Józef Gorzelany był zdrajcą czy bohaterem?

Foto: Fotorzepa/ Maciej Zienkiewicz

Jednak z grupy tej wyłączam zwykle księży, oni mieli inne obowiązki od reszty przygniecionych przez reżim Polaków. Wiązało ich coś więcej niż lojalność wobec idei wolnej i demokratycznej Polski. Wiązała cała edukacja o służbie i wartościach, kanoniczna aksjologia i świętość sakramentu. Wszystko to rozumiem jako swoisty kwantyfikator; wolno im było mniej, w przeciwieństwie do wymagań, które były większe.

A jednak zdarzały się odstępstwa. Nie tylko jednostkowe księży donosicieli czy zdrajców, współpracowników organów bezpieczeństwa, którzy mimo święceń decydowali się na inwigilację struktur Kościoła od środka i donosili na swoich przełożonych, proboszczów i biskupów. Bywały całe formacje, o których można było bez cienia przesady twierdzić, że są formacjami zdrady. Miały rozbijać Kościół od środka i wplątywać go w sieć zależności od komunistycznego państwa. Mam na myśli tzw. księży – patriotów, których dewizą była „niezłomna wierność Polsce Ludowej". We wczesnych latach 50. gromadzili się głównie wokół struktur ZBOWiD. Wydawali nawet koncesjonowane pismo „Głos Kapłana", którego czytanie przez księży diecezjalnych było przez prymasa Wyszyńskiego zabronione.

Odwilż 1956 roku zdjęła polityczną presję ze środowiska księży, ale recydywa nastąpiła w 1959 roku, kiedy powstały Koła Księży przy Zrzeszeniu Katolików Caritas. Dwa lata później Episkopat oficjalnie zabronił księżom uczestniczenia w tym ruchu, co skutkowało jego samorozwiązaniem w latach 70. I mimo że jako formacja „księża patrioci" przestali istnieć, w diecezjach funkcjonowało wielu kapłanów ze zszarganą przez współpracę z PRL reputacją. Jednym z nich był ksiądz Józef Gorzelany, budowniczy nowohuckiej Arki Pana, którego od dzieciństwa pamiętam wyłącznie w aureoli świętości. Owóż był dla nas – parafian – tym heroicznym kapłanem, który wbrew naciskom władzy i naprzeciw bezbożnego systemu budował dla swoich owieczek oczekiwaną przez dekady świątynię. Jego osobistym patronem był zresztą kardynał Karol Wojtyła, częsty gość na budowie Arki.

Czy wiedział o przeszłości Gorzelanego? Z pewnością. Wiedział również o nim dużo więcej i była to wiedza kompletnie dla nas nieosiągalna. Prócz członkostwa bowiem w Kołach Księży przy Caritas Gorzelany miał również na sumieniu współpracę z Urzędem Bezpieczeństwa. Zwerbowany na przełomie lat 50. i 60. jako informator używał pseudonimu „Turysta". Współpracę zerwał ponoć w 1965 roku. I właśnie wtedy kardynał Wojtyła wyznaczył go na proboszcza największej w Polsce, stutysięcznej parafii i budowniczego jego wymarzonego kościoła.

Zapewne dostępne są w IPN akta księdza Józefa Gorzelanego, jednak nikt nie zna i nigdy nie pozna treści rozmowy, jaką wtedy odbyli skompromitowany duchowny i jego przełożony, przyszły papież i święty Kościoła katolickiego. Do czego się zobowiązał Gorzelany, z jakiego dna musiał podnosić, ile ufności wykazał Karol Wojtyła? Tego nie wiemy. Intuicję miał jednak genialną. A może myślał praktycznie? Był przekonany, że uwikłany we flirt z systemem kapłan łatwiej uzyska zgodę na budowę kościoła? Nie mylił się ani w jednym, ani w drugim.

Ksiądz proboszcz Gorzelany stał się ulubieńcem parafian. Z pasją rozpoczął walkę o zgody budowlane, a potem o środki na budowę Arki. Przez wiele lat wspierani jego charyzmą i oddaniem koczowaliśmy podczas mszy pod gołym niebem, aż przyszedł szczęśliwy finał i 15 maja 1977 roku kardynał Karol Wojtyła dokonał uroczystej konsekracji nowego kościoła.

Nie był to koniec misji Gorzelanego. W 1981 roku współzakładał Towarzystwo Przyjaciół Chorych, które 15 lat później otwarło Hospicjum św. Łazarza. W latach 80. wspierał Solidarność, organizował pomoc dla internowanych i „msze św. za Ojczyznę". Przyczynił się również do sprowadzenia do Polski Zakonu Rycerzy św. Łazarza i przez lata był jego kapelanem. Umierał w poczuciu powszechnego szacunku i miłości parafian oraz współpracowników jesienią 2005 roku. Dziś jego imię i nazwisko nosi dawne rondo Kocmyrzowskie przed oknami bloku moich rodziców.

O jego fatalnej karcie dowiedziałem się po latach i pewnie bym błądził w jego sprawie, jak wielu z tych, którzy z niezwykłą łatwością rozliczają PRL. Na szczęście za jego losem stoi autorytet Jana Pawła, który wiedząc o haniebnej przeszłości, podał mu rękę i uwierzył. Bo czyż nie jest to przypadek dobrego łotra ukrzyżowanego z Chrystusem?

Jednak z grupy tej wyłączam zwykle księży, oni mieli inne obowiązki od reszty przygniecionych przez reżim Polaków. Wiązało ich coś więcej niż lojalność wobec idei wolnej i demokratycznej Polski. Wiązała cała edukacja o służbie i wartościach, kanoniczna aksjologia i świętość sakramentu. Wszystko to rozumiem jako swoisty kwantyfikator; wolno im było mniej, w przeciwieństwie do wymagań, które były większe.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Upadek kraju cedrów