Sapetto – warszawiak, przystojniak, podrywacz; Szamborski – wsobny, introwertyczny, milkliwy. Ale charakterologiczne różnice nie przeszkadzały im zgodnie pracować. Pierwszy urodzony w 1939 roku, drugi dwa lata młodszy. Zadebiutowali w 1968 roku, działali przez sześć kolejnych lat, przez ten czas organizując dziewięć wspólnych wystaw. Nie mieli programu, nie pisali manifestów. Uważali malarstwo za wystarczająco wymowne medium. („Myśleliśmy o tym, także później, ale uznawaliśmy, że nie ma to sensu – tłumaczy Szamborski. – Jeżeli podpierałem coś tekstem, był nim tytuł").
Reagowali na to, co działo się w Polsce, mniej zwracając uwagę na wydarzenia w świecie. Byli forpocztą młodzieżowych buntów, choć oczywiście w polskich warunkach miały one zupełnie inny podtekst niż w krajach Zachodu.
Kontra kontrkultury
Zostańmy jednak przy sprawach sztuki zwanej wówczas plastyczną. Młodym chodziło o sprzeciw wobec... abstrakcji. Tej spod znaku informelu, czyli „organicznej", skoncentrowanej na efektach wizualnych, fakturach, pięknie bądź dziwności materii. Bo po politycznej odwilży 1956 roku sztukę nieprzedstawiającą uznano za szczyt nowoczesności i wyzwolenie z rygorów socrealizmu. Tabuny artystów rzuciły się do eksperymentowania z informelem, abstrakcyjną ekspresją, malarstwem gestu.
Sapetto/Szamborski odrzucili te trendy. Stanęli także w opozycji do pięknoduchowskich postaw kapistów (którzy nadal uczyli w akademiach), nadal obstawiając „niezaangażowaną" tematykę: martwe natury, pejzaże, portrety, akty. Kursowało wtedy popularne powiedzonko: „Artysta tak maluje, jak ptaki śpiewają". Sapetto/Szamborski zarzucili wokalne popisy na rzecz przekazu.
Wdarli się szturmem na pogodne, bezkonfliktowe poletko sztuki oderwanej od realiów. Ich prace drażniły starsze pokolenia „niedomalowaniem", ekspresyjną deformacją podbitą wściekłymi kolorami. Jednak Sapetto i Szamborski zyskali wielu entuzjastów. Czas im sprzyjał: fala młodzieżowej kontrrewolucji ogarniała coraz więcej amerykańskich i europejskich miast, o czym dochodziły wieści nawet przez żelazną kurtynę. U nas kulminacją zamieszek okazał się Marzec '68.