O kimś w tej dyskusji zapomniano, czyjś los nie został tu wzięty pod uwagę. I nie chodzi mi nawet o te wszystkie historie, którym nie pozwolono się wydarzyć, odrzucone przez wydawców już po przeczytaniu pierwszego zdania. Uznane za zbyt słabo rokujące, męczące tych, którzy mieliby ich wysłuchiwać. Bo jeżeli czyjś głos w sporze o aborcję nie został nigdy – w dosłownym sensie – wysłuchany, to nie tych, o których milczenie uprzednio zadbano, tylko ich braci i sióstr. A oni zawsze wiedzą. Zdają sobie sprawę z tego, co się stało, tym dokładniej, im mniej się ich o tym informuje. Wiedzą snami, w których razem z dziwnie znajomymi, chociaż nigdy na jawie niewidzianymi dziećmi spacerują po nadmorskich klifach, urywających się nagle pod ich stopami, pozostawiani samotnie, by za moment obudzić się z krzykiem.