Dla Rosjan jesteśmy dotknięci nieuleczalną zarazą anarchizmu. Brak nam należytego uszanowania dla zwierzchnictwa, autorytetu czy świętości.
Niemcy widzą w tym nie tyle (albo nie tylko!) skłonności anarchistyczne, ile uwielbienie nieporządku, brak szacunku dla dyscypliny. Krótkimi słowy: ignorowanie zasad. Pierwszych ta polska cecha głównie oburza, drugich czasem pociąga. O ile więc stereotyp Polaka w oczach Rosjan można opisać figurą literackich odniesień u Gogola czy Dostojewskiego, o tyle u Niemców na jednym biegunie możemy znaleźć Bismarcka, na drugim Nietzschego. Żelazny Kanclerz, jak wiadomo, Polakami gardził. Autor „Zaratustry", co było raczej fantazją, lubił sobie polskie korzenie przypisywać.
Obsesja? Pewnie to za dużo powiedziane, ale polski stereotyp w istocie rodził się właśnie w tamtych czasach. XIX wiek pełen był romantycznych historii o buntownikach znad Wisły. Niektórzy z nich robili prawdziwe kariery, by wspomnieć choćby Pułaskiego, Kościuszkę, Beniowskiego czy Bema, a przez prasę i literaturę piękną przewijały się setki im podobnych bohaterów.
Moralne szlachectwo albo uosobienie podłości. Bohaterstwo bądź, jak u wielu Rosjan, nikczemność, ale zawsze z wolnością w tle. Tak, już w tamtych czasach wolność była naszym znakiem rozpoznawczym, a że historia i w kolejnym stuleciu nie była specjalnie dla Polaków łaskawa, sprawa wolności przylgnęła do nas na dobre. Czy już wtedy była towarem eksportowym?
W jakimś stopniu tak, choć był to bardziej eksport rewolucji (rewolucjami były powstania narodowe!) niż szlachetnej idei. Rewolucje, jak wiadomo, bywają groźne, więc i do Polaków podchodzono z pewną ostrożnością. Sympatia zatem, ale ze sporą dozą rezerwy. Na wszelki wypadek. By wolnościowy wirus nie był nadmiernie inwazyjny.