Osoby nieludzkie. Zwierzęta o ludzkich cechach

Zabijamy 60 miliardów ssaków i ptaków, 90 miliardów ryb i skorupiaków rocznie – wynika z danych Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa. Tymczasem badania naukowe pokazują, że zwierzęta mają więcej cech uważanych dotychczas za wyłącznie ludzkie, niż się powszechnie sądzi. Co z tym fantem zrobić?

Aktualizacja: 12.02.2017 21:35 Publikacja: 11.02.2017 23:01

Osoby nieludzkie. Zwierzęta o ludzkich cechach

Foto: Getty Images

Przez tysiąclecia zwierzęta były traktowane jak stworzenia pozbawione inteligencji. W połowie XX wieku stwierdzono doświadczalnie, że ich reakcje są instynktowne. Poddawane symulacjom w warunkach laboratoryjnych zwierzęta musiały rozwiązywać problemy ze świata ludzkiego, które w ich przypadku nie miały najmniejszego sensu.

Rewolucja w tej dziedzinie miała miejsce w latach 70. XX wieku i jest zasługą noblisty prof. Konrada Lorenza – badającego gęsi gęgawe, oraz Jane Goodal – obserwującej szympansy. Okazało się, że aby powiedzieć cokolwiek sensownego o zwierzętach, trzeba koniecznie podglądać je w ich naturalnym środowisku. Tak postępując, Lorenz i Goodal doszli do wniosku, że zwierzęta dzielą z nami różne „ludzkie" zachowania, co więcej, łączą je również złożone stosunki osobiste i społeczne.

Oczywiście czas nie stoi w miejscu, tym bardziej w nauce, dlatego teraz uczeni posunęli się dalej. Obecnie starają się głębiej wniknąć w królestwo zwierząt, na przykład usiłują poznać i zrozumieć, do czego jest podobny świat trzydniowego pisklęcia albo jak delfiny komunikują się między sobą. Wiele z tych badań wykazało, że wśród rozmaitych gatunków zwierząt widoczne są zachowania takie jak wynalazczość, kłamstwo, śmiech, adopcja, pojednanie, wytwarzanie narzędzi, współpracę, uczenie się, zapamiętywanie, przewidywanie wydarzeń, przekazywanie tradycji, okazywanie empatii, smutku, nawiązywanie związków, przyjaźni, a nawet prowadzenie wojny. Sporo tego, wystarczająco dużo, aby zacząć myśleć o zwierzętach w innych kategoriach niż dotychczas.

Rozemocjonowane kręgowce

Zdolności umysłowe zwierząt są różne, i to zarówno wśród całych gatunków i poszczególnych osobników w obrębie jednego gatunku. I nie zależą od wielkości mózgu, co naukowcy udokumentowali to wielokrotnie. W powszechnym mniemaniu ryby nie należą do „tęgich głów", a jednak potrafią współpracować i korzystać z prostych narzędzi.

Emocje i uczucia istnieją w świecie zwierząt. Odczuwają je ośmiornice i słonie. Emocje zwierząt są mocne, podobnie jak ludzkie. Wobec zdolności do okazywania przez nie pozytywnych emocji, takich jak miłość, przyjaźń, przywiązanie (kto nie wierzy, niech popatrzy na psa, własnego lub cudzego), coraz szerszemu gronu, nie tylko naukowcom, nasuwa się myśl, że zwierzęta osiągnęły taki poziom emocjonalny, że należałoby je traktować jak dzieci.

Myszy, szczury, kury, świnie – no i sztandarowy przykład: delfiny – gdy dostrzegą cierpiącego współplemieńca, odczuwają stres, jak gdyby jego niedola dotyczyła również ich, a nawet starają się przyjść im z pomocą.

Dziesiątki badań potwierdziły to w sposób niepodlegający dyskusji: ból, cierpienie dotyczy zwierząt, zwłaszcza kręgowców. Dzielą się one na pięć grup: ryby, płazy, gady, ptaki i ssaki. Świnie, kury, krowy, owce, które zabijane są masowo, aby trafiać do garnków, odczuwają stres, strach po zranieniu, podobnie jak odłączenie od stada. Wszystkie ssaki, z Homo sapiens włącznie, mają podobne sensory bólu w skórze i takie same komórki, neurony, przenoszą odczucie bólu poprzez układ nerwowy. Cierpienie mentalne spowodowane bólem fizycznym lub zamknięciem, niewolą dotyka zarówno nas jak i ich. Aby się o tym przekonać, wystarczy zaobserwować stereotypowe zachowania zwierząt w zoo, w cyrku lub na farmie hodowlanej: zwierzęta krążą w kółko, chodzą od kraty do kraty, gryzą ogrodzenia, właściwie nie robią nic, aby uniknąć zranienia, są wyraźnie przygnębione. Natomiast w rzeźniach wszystkie zwierzęta wpadają w panikę. Naukowcy badający fizjologię zwierząt stwierdzili, że istnieją fizyczne reperkusje cierpienia, takie jak ataki serca, choroby skóry, zaburzenia trawienia i wydalania, osłabienie odporności.

Nawoływanie do złagodzenia cierpień zwierząt, na przykład na fermach hodowlanych, poprzez powiększanie ich klatek, kojców, zagród, poprzez skracanie czasu transportu, w skali świata jest równie banalne, co nieskuteczne. Skoro w ciągu roku 60 miliardów zwierząt lądowych zabijanych jest na mięso, oznacza to, że w ten sposób giną ich 2000 co sekundę. Ten wskaźnik nie zmniejszy się w dającej się przewidzieć przyszłości, choćby dlatego, że w Chinach pogłowie trzody chlewnej i drobiu podwaja się co dziesięć lat. Dla naszej planety stanowi to poważny problem: Coraz większe połacie rolne służą nie do produkcji żywności dla ludzi, ale dla zwierząt, a ponieważ zaczyna ich brakować, wycinane są lasy. Do atmosfery wydzielany jest metan z hodowli, jest go więcej niż dwutlenku węgla. Ekolodzy, alarmując w tej sprawie, zużyli już morze atramentu.

Nasze babcie mawiały, że dzieci i ryby głosu nie mają. Ustalenia naukowe stoją w sprzeczności z tą archaiczną tezą. Pozostawiając dzieci antropologom, ichtiolodzy ustalili, że ryby prowadzą życie społeczne, posiadają pamięć długotrwałą, rozpoznają osobniki ze swojej ławicy, niekiedy posługują się narzędziami, porozumiewają się ze sobą, odczuwają ból. Dlatego badacze nalegają, aby minimalizować ich cierpienia. Co roku odławianych jest 130 milionów ton ryb (dane FAO); w rezultacie w ciągu ostatnich 15 lat populacja wielkich ryb zmalała o 90 proc.

Tak jak święty Franciszek

Biorąc to wszystko pod uwagę, coraz więcej naukowców ma wątpliwości, czy człowiek ma prawo być panem życia i śmierci zwierząt. Coraz liczniejsze są głosy poddające w wątpliwość, czy tylko człowiek nie może być zabijany i tylko on ma prawo do tego, aby robić wszystko, by nie odczuwać bólu.

Nie wiemy, jak traktowali zwierzęta jaskiniowcy, wiemy natomiast, że Indianie zabijali ich tylko tyle, ile potrzebowali do przeżycia. Człowiek zaprzągł zwierzęta do pracy, do pługa i wozu. Osiem stuleci temu, w głębokim średniowieczu, święty Franciszek nazywał zwierzęta „naszymi braćmi mniejszymi" – świadczy to dobrze o nim, źle o społeczeństwie, w którym traktowano je jako istoty niższe. Wraz z rozwojem przemysłu zaczęły być traktowane jako swego rodzaju aneks do maszyn i jako surowiec służący rozwojowi ludzkiej gospodarki.

Na przestrzeni stuleci wiele światłych umysłów i wrażliwych serc odczuwało dyskomfort z powodu stosunku do zwierząt. O moralnych zobowiązaniach wobec nich, o odpowiedzialności człowieka za zwierzęta rozprawiano już od czasów Chrystusa. Ale zmiana w natężeniu tego dyskursu nastąpiła dopiero pół wieku temu. Ten skok ilościowy i jakościowy związany jest bezpośrednio z przemysłową eksploatacją zwierząt, z ich maltretowaniem w warunkach hodowli na masową skalę.

Świat nie ma jeszcze powodów do odczuwania dumy z osiągnięć na tym polu, najwyżej może nieco zblednąć rumieniec wstydu, ale dobre i to. Dziś nie podważa się już istnienia zwierzęcej wrażliwości. Fakt, że zwierzęta cierpią, stanowi punkt wyjścia rozważań etycznych i uwzględniających je ustaw czy rozporządzeń dotyczących hodowli i w ogóle stosunku człowieka do zwierzęcia. Dość powiedzieć, że nie tak dawno znęcanie się nad zwierzętami albo tylko niedostateczne o nie dbanie nie było ani naganne, ani karalne.

Jeśli na naszych oczach dokonuje się wielka światopoglądowa przemiana, w wyniku której zwierzęta przestają być traktowane jako przedmioty, następnym krokiem będzie pytanie: jakie mamy prawo, aby je eksploatować, wykorzystywać, zadawać im ból, zabijać je i zjadać? Dlaczego nie stosujemy wobec zwierząt zasady: „nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe"? Stosunek do zwierząt sprzed 10 000 lat, gdy na kuli ziemskiej żyło 5 milionów ludzi, nie może być powielany w XXI wieku, gdy populacja naszej planety przekroczy 9 miliardów osób.

Wódz wikingów Harald, zanim został królem Norwegów Haraldem III Srogim (zmarł w 1066), wraz z pół tysiącem zbrojnych zaciągnął się w służbę Cesarstwa Bizantyjskiego. Walczył w Italii, Afryce, na Sycylii, w Azji Mniejszej, na wyspach Morza Egejskiego. Oblegając jakieś miasto, miał w zwyczaju wyłapywać z niego gołębie, przywiązywał im do nóżek zapalone szczapy i puszczał wolno; ptaki w panice czym prędzej powracały do gniazd, wzniecając pożar. Dan Jones, autor dzieła „The Plantagenets: The Kings Who Made England", opisuje poczynania szeryfa Essex oblegającego Londyn w czasie wojny domowej. Mury szturmowali jego ludzie, a zadźgawszy obrońcę, puszczali do twierdzy dźwiganego po drabinie koguta posmarowanego smołą, aby łatwiej podpalić mu pierze, co też czynili, też wzniecając pożar.

Z takich przykładów można ułożyć pokaźną księgę. Kiedy skończy się wykorzystywanie zwierząt do celów militarnych? Kiedy ludzie przestaną wciągać je – niczego nieświadome – w swoje jak najgorsze sprawy? Co prawda czują, że jest to proceder wstydliwy, skoro wykorzystywanie zwierząt w US Army, podczas wojny w Wietnamie i w Iraku, było utajnione aż do połowy lat 90., ponadto Pentagon zapowiada zaprzestanie „brania zwierząt w kamasze" od roku 2017, ale czy generałom i admirałom można wierzyć?

Nie ma czegoś takiego jak prawa zwierząt, choć w powszechnym użyciu jest termin „dobro zwierząt". Poza tym w prawie austriackim, niemieckim, szwajcarskim i w obrębie autonomii katalońskiej stwierdza się wyraźnie, że zwierzęta nie są „rzeczami". Mimo tego również tam sprzedaje się je i kupuje właśnie tak jak rzeczy, ponieważ należą do jakichś właścicieli, i oczywiście zabija się je i zjada, podobnie jak warzywa.

W 2014 roku sondaż przeprowadzony przez Instytut Gallupa wykazał, że prawie jedna trzecia społeczeństwa Stanów Zjednoczonych nie miałaby nic przeciwko temu, aby zwierzęta otrzymały taki sam status prawny jak ludzie. W tym samym roku argentyński wymiar sprawiedliwości przyznał status „osoby nieludzkiej", to znaczy indywiduum obdarzonego autonomią i świadomością, 29-letniej samicy orangutana. Również władze Indii przyznały taki status delfinom, jednocześnie zabraniając eksploatacji tych zwierząt w jakiejkolwiek formie, między innymi w delfinariach. Czy były po temu jakieś podstawy?

Słownik gwizdów delfinów może być niedługo standardowym wyposażeniem płetwonurków. Po raz pierwszy na świecie komputer przetłumaczył na język ludzki gwizd wydany przez delfina. Wydarzenie to miało miejsce w Jupiter na Florydzie, w którym badania prowadzą naukowcy z Florida Atlantic University w ramach Wild Dolphin Project. Zespołem kieruje dr Denise L. Herzing. Badania jej zespołu okazały się na tyle istotne, że włączyli się w nie także naukowcy z Georgia Institute of Technology oraz z Uniwersytetu Kalifornijskiego. Dzięki tej współpracy powstał podwodny automatyczny tłumacz CHAT (Cetacean Hearing and Telemetry).

Jest wyposażony w cztery klawisze oznaczające konkretny dźwięk związany z jakąś czynnością, ruchem delfina. Aparat ma na sobie nurkujący badacz. Naukowiec naciska dany klawisz, a wbudowany w CHAT nadajnik emituje pod wodą określony dźwięk pozwalający delfinowi zrozumieć, o jaką czynność czy ruch chodzi. Jeśli delfin powtórzy ten dźwięk, jest on chwytany bezpośrednio przez dwa hydrofony wbudowane w CHAT. Aparat ten wychwytuje także i rozpoznaje naturalne dźwięki wydawane przez delfiny i być może w przyszłości umożliwi nurkującemu badaczowi zrozumienie, o co chodzi.

– Podpłynął do mnie jeden z delfinów i wydał dźwięk odpowiadający terminowi „sargasse", co oznacza "wodorosty". Osłupiałam, odpowiedziałam „whoa", nawiązaliśmy kontakt – relacjonuje dr Denise L. Herzing.

Pycha nieuzasadniona

Ludzkość wytęża wszystkie siły, aby nawiązać kontakt z obcymi cywilizacjami w kosmosie. Wydaje się to pocieszne, skoro do tej pory tak naprawdę nie potrafiła nawiązać prawdziwego kontaktu nawet ze zwierzętami na własnej planecie.

Etologia jest dziedziną zajmującą się badaniami zachowań zwierząt, dziedziczonych i nabytych, ich zachowaniami społecznymi. Twórcą etologii jest noblista Konrad Lorenz. Zakończył życie w 1989 roku. Zapewne byłby więcej niż zadowolony, gdyby doczekał tego, co powiedział Malini Suchak z Emory University, komentując wyniki badań nad szympansami w Yerkes National Primate Research Center:

– Ludzkie konkurencyjne zachowania, ale też tolerancja, zaufanie, zbiorowe karcenie za występki, wywodzą się z czasów dawniejszych, niż przyjmowaliśmy do tej pory. Dotychczas szympansy postrzegane były jako istoty agresywne i konkurujące, co skłaniało do przekonania, że zachowania typu współpraca wśród ludzi pojawiły się stosunkowo niedawno i są odmienne od tego, co można obserwować wśród innych gatunków. Najnowsze odkrycia przywołują niejako ludzkość do porządku, pod tym względem pycha jest nieuzasadniona; jeśli zwierzęta okazują się pod wieloma względami ludzkie, to a rebours, człowiek pod wieloma względami nie przestał być zwierzęcy.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Przez tysiąclecia zwierzęta były traktowane jak stworzenia pozbawione inteligencji. W połowie XX wieku stwierdzono doświadczalnie, że ich reakcje są instynktowne. Poddawane symulacjom w warunkach laboratoryjnych zwierzęta musiały rozwiązywać problemy ze świata ludzkiego, które w ich przypadku nie miały najmniejszego sensu.

Rewolucja w tej dziedzinie miała miejsce w latach 70. XX wieku i jest zasługą noblisty prof. Konrada Lorenza – badającego gęsi gęgawe, oraz Jane Goodal – obserwującej szympansy. Okazało się, że aby powiedzieć cokolwiek sensownego o zwierzętach, trzeba koniecznie podglądać je w ich naturalnym środowisku. Tak postępując, Lorenz i Goodal doszli do wniosku, że zwierzęta dzielą z nami różne „ludzkie" zachowania, co więcej, łączą je również złożone stosunki osobiste i społeczne.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów