Rodzina, która zapewne niedawno awansowała do klasy średniej. Małżeństwo w trakcie rozwodu. Matka, młoda kobieta nierozstająca się z komórką, ma innego mężczyznę. Starszego, zamożnego. Ojciec wyprowadził się do kochanki, która spodziewa się dziecka. Oboje budują kolejny rozdział życia – lepszy, bardziej spełniający ich oczekiwania. Szanują nowych partnerów, bo wciągają ich na społecznej drabinie o szczebel wyżej. Ale na siebie nawzajem warczą. Brutalnie, ordynarnie. Przy 12-letnim synu, który wśród krzyków, pretensji i nienawiści tylko kurczy się w ciemności i bezgłośnie płacze. A kiedyś usłyszy: „Nigdy nie chciałam go mieć. Żałuję, że go nie wyskrobałam". Przy śniadaniu chłopiec powie: „Już nie mogę". I nie chodzi o kolejną kanapkę. Tego dnia chłopiec zniknie.
Dalej jest rozpacz. Poszukiwanie dziecka. Przebudzenie, które przychodzi za późno. Choć tak naprawdę zniknięcie chłopca tylko na chwilę zatrzyma jego rodziców w biegu. Wymażą ze świadomości pytanie: „Dlaczego?", nie poczują wyrzutów sumienia.
Zwiagincew w uniwersalny sposób opowiada o rodzinnym dramacie. Ale też, jak zwykle, portretuje dzisiejszą Rosję. Pokazuje chaos polityczny – na ekranie telewizora wciąż pojawiają się obrazy z Ukrainy. Przemierza z kamerą mieszkania – to dawne i te nowe. Podsłuchuje rozmowy policjantów szukających dziecka, przygląda się klasie średniej. Ludziom, w których mentalność wyniesiona z czasów komunizmu łączy się z nowo rozbudzonymi pragnieniami. Chciwość i pazerność są tu podniesione do potęgi przez współczesną chęć życia na pokaz: fotografowanie się, wrzucanie zdjęć do internetu.
Bohaterowie „Niemiłości" tworzą pejzaż współczesnej wielkomiejskiej Rosji. Razem z tymi, którzy w innym filmie Rosjanina, znakomitej „Elenie", gotowi byli na każde draństwo, żeby wyjść z betonowego Birulewa, slamsu na obrzeżach Moskwy, i wprowadzić się do luksusowego apartamentowca. Zwiagincew nie opowiadał wówczas o awansie społecznym popartym pracą, wykształceniem albo choćby zmysłem do interesów. Pokazał inwazję barbarzyńców. Lumpów, którzy rozwalą się na cudzej skórzanej kanapie, rozwiną z papieru kiełbasę i będą bezmyślnie zmieniać kanały telewizora, zachowując się tak, jakby wszystko się im należało. Małżeństwo z „Niemiłości" jest w tym kontekście o szczebel wyżej. Ale czy wystarczy włożyć garnitur i zatrudnić się w korporacji, żeby stać się kimś „lepszym"?
Inną, prowincjonalną, Rosję Zwiagincew sportretował w „Lewiatanie". Pokazał kraj skorumpowany, utopiony w hektolitrach wódki, pełen hipokryzji. Miejsce, gdzie władza czuje się bezkarna, nikogo nie dziwi, że policjant prowadzi samochód po alkoholu, a mer miasteczka jest szują nieukrywającą powiązań z szemranymi biznesmenami. Gdzie życie ludzkie się nie liczy, prawda nie istnieje, cel uświęca środki, a górą są ci najbardziej cyniczni, niemający skrupułów. Gdzie od człowieka odwraca się nawet Bóg. A już na pewno jego ziemscy przedstawiciele.