Sakramentalne życie niewierzących

Tak jak narzeka się na płytką wiarę polskich katolików, tak pewnie można mówić o płytkiej niewierze przytłaczającej większości polskich ateistów. Skoro przystępują oni do sakramentów, są przekonani o istnieniu duszy czy życia po śmierci...

Aktualizacja: 17.01.2015 07:11 Publikacja: 17.01.2015 00:00

Sakramentalne życie niewierzących

Foto: AFP

Piotr dobiega trzydziestki. Jest kierownikiem projektów w branży IT. Wychowywał się w małym mieście, ale od dziesięciu lat mieszka w Warszawie. – Powiedziałbym o sobie, że jestem agnostykiem – mówi po chwili zastanowienia. Zaznacza jednak od razu, żeby jego agnostycyzmu nie łączyć z antyklerykalizmem, bo nie jest wrogo nastawiony do Kościoła. Nie czuje też żadnej presji ani ostracyzmu w związku z tym, że nie wierzy w Boga, ale nazwisko woli pozostawić do wiadomości redakcji, tak jak wiele innych osób, z którymi rozmawiamy.

Ateizm deklaruje w Polsce około 1,5 mln osób, jednak większość z nich nie odżegnuje się od sfery sacrum. Jedni uczestniczą w mszach, inni wzięli kościelny ślub lub ochrzcili dziecko. Co piąty wierzy w jakąś formę siły nadnaturalnej.

– Nie afiszuję się z tym, że nie wierzę w Boga – tłumaczy Piotr. – Do sprawy mam podejście naukowe, a nauka nie wyklucza, że Bóg istnieje. Wydaje mi się jednak nieprawdopodobne, by wyglądał dokładnie tak, jak przedstawiają go główne religie. Myślę, że po śmierci coś może być, jakaś forma świata syntetycznego. Chyba że w tej chwili w takiej właśnie formie żyjemy, a po śmierci zobaczymy tę prawdziwą. Jednak jakoś specjalnie nie nastawiam się na to – filozofuje.

Piotr pochodzi z rodziny katolickiej, choć niespecjalnie praktykującej. Co jakiś czas przekracza jednak próg świątyni. – Ostatnio poszedłem do kościoła z rodzicami w Boże Narodzenie. Razem z tatą byliśmy jednymi z najgłośniej śpiewających kolędy. Bardzo je lubię – uśmiecha się. – Czy to niekonsekwencja z mojej strony? Ja to postrzegam kulturowo. Obrzędy i uroczystości kościelne to element naszej tradycji. Każda religia na świecie w jakiś sposób „obsługuje" ważne wydarzenia w życiu człowieka, jak choćby małżeństwo czy pogrzeb. Świeckie uroczystości, na przykład cywilne śluby, są jakieś puste, pretensjonalne. A święta obrosły wieloma wspaniałymi tradycjami. Nie chciałbym z tego rezygnować.

Zdarza się pójść na mszę

Piotr w swoich poglądach nie jest odosobniony. Z badań socjologa dr. Radosława Tyrały, który przeprowadził ankietę wśród 7,5 tys. ateistów, wynika, że 2 proc. z nich co tydzień chodzi na mszę świętą, blisko 7 proc. w kościele pojawia się przy okazji ważnych świąt. Są i tacy, którzy wierzą w Boga osobowego (3,6 proc.) albo w inną niż Bóg osobowy formę siły nadnaturalnej (21,3 proc.). Co piąty niewierzący jest przekonany o istnieniu duszy ludzkiej, 13 proc. uważa, że istnieje życie po śmierci. Korzystają także z sakramentów – 3 proc. przystępuje do spowiedzi, 4 proc. do komunii. Dwie trzecie małżeństw miłość, wierność i uczciwość małżeńską ślubowało sobie przed ołtarzem.

„Mój facet ma chrzest, komunię, ale nie wierzy w Boga. Ślub kościelny chce mieć, bo tak, by tradycji stało się zadość..." – żali się jedna z uczestniczek debaty na temat niewierzących ze ślubem kościelnym na forum kafeteria.pl. „Narzeczona poprosiła mnie, żebyśmy wzięli ślub kościelny. Wie, że jestem niewierzący. Po dłuższym zastanowieniu zgodziłem się dla niej" – pisze jeden z internautów na forum racjonalista.pl i prosi braci w niewierze o radę.

Z Damianem Śmigielskim spotykamy się w kawiarni jednego z warszawskich centrów handlowych. Wysoki, szczupły mężczyzna od razu rzuca się w oczy. Z wykształcenia jest architektem. Wiek – około czterdziestki, choć wygląda sporo młodziej. Może dlatego, że zamiast sztywnego garnituru nosi się swobodniej – dżinsy, bluza z kapturem. Choć deklaruje się jako ateista, też wziął ślub w kościele. – Ale jednostronny – zastrzega prędko. – Nie przysięgałem na Boga, nie wypowiedziałem słów: „tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący i wszyscy święci" – tłumaczy.

Przez rodziców został ochrzczony, przystąpił też do Pierwszej Komunii. – To dla mojej babci ważna była religijność. Indoktrynowała mnie, tak na miękko. Znałem podstawowe modlitwy, bo gdy u niej nocowałem, trzeba było zmówić pacierz. Ciągnęła mnie do kościoła. Zmarła, kiedy miałem dziesięć lat  i od tamtego czasu nikt do niczego mnie już nie zmuszał – wspomina.

W liceum chodził na etykę, sporo czytał o historii Kościoła i nabrał wobec niego dużego dystansu. Inkwizycja, wyprawy krzyżowe to czarne karty. – Czytałem też przedwojenne pisma kardynała Stefana Wyszyńskiego, potwornie antysemickie. Wiele rzeczy w Kościele mi się nie podoba – ocenia. I dodaje, że w Boga po prostu nie jest w stanie uwierzyć. – Od dziecka nie wierzyłem. Zawsze wydawało mi się to kompletnie oderwane od rzeczywistości. Człowiek chodzący po wodzie? Ja tego nie kupuję – mówi z zaangażowaniem.

Ale do kościoła czasem chodzi. – Zdarza mi się z żoną pójść na mszę, jeśli już się na nią wybiera. Potrafię też docenić księdza, który wygłosi dobre, sensowne kazanie. Ze dwa razy byłem nawet na pasterce, choć, szczerze mówiąc, nie widziałem tam ludzi wierzących – czerwone nosy, wódczany oddech, przysypianie w ławce. Chodził ojciec, chodził dziadek, więc oni też chodzą – mówi z przekąsem.

Ślub kościelny był dla niego jednak miłym doświadczeniem. – To trochę jak choinka na Boże Narodzenie. Ładna, nastrojowa, mimo że wielu, którzy ją ubierają, nie wie, o co chodzi z tym Bożym Narodzeniem – tłumaczy.

Również Piotr bez specjalnego wahania mówi, że jeśli będzie się kiedyś żenił, to raczej w kościele, nie w urzędzie. – Uroczystości kościelne są bardziej doniosłe. Pewnie ochrzciłbym też dziecko. Jemu to nie zaszkodzi, a dla rodziny to ważne. Nie chciałbym nikomu sprawić przykrości – opowiada.

Chrzest na życzenie dziadków

Także ta postawa jest bardzo typowa dla polskich ateistów, którzy masowo chrzczą dzieci. Decyduje się na to aż 75 proc. z nich. Chrzcić czy nie chrzcić, jeśli jest się ateistą? W internecie toczą się na ten temat gorące dyskusje.

„Moja żona jest wierząca, więc nie widzę problemu, żeby dla jej satysfakcji wziąć ślub w kościele czy ochrzcić dziecko. Nic mu się z tego powodu nie stanie. Z tradycją niech się zapoznaje, a o tym, czy w to wierzy, czy nie i jak do tego podchodzi, zadecyduje samo jak dorośnie. Każdy ma wolną wolę" – komentuje jeden z użytkowników serwisu wp.pl. A inny podaje bardziej praktyczny argument. „Miałem kolegę, który był nieochrzczony, zakochał się i chciał się żenić. Oczywiście wybranka, jak to większość kobiet, przez całe życie marzyła o białej sukni, kościelnych dzwonach i tym podobnych romantycznych rzeczach. W efekcie chłopina przez rok musiał dymać trzy razy w tygodniu na religię, żeby dopełnić formalności, podczas gdy reszta kumpli siedziała beztrosko na piwku. Więc żeby oszczędzić tego swoim dzieciom, posyłam je na religię aż do czasu bierzmowania".

– Zastanawiałem się intensywnie nad tym, czy chrzcić dziecko, czy nie – mówi Krzysztof, 33-latek z Warszawy. W rezultacie postanowił jednak córkę ochrzcić. – Uznałem, że będzie to okazja do rodzinnego spotkania. Wiedziałem, że rodzicom bardzo na tym zależy, więc się zgodziłem – opowiada przystojny, postawny mężczyzna ze starannie ułożonymi ciemnymi włosami. Pracuje w branży medialnej, mieszka w Warszawie, ale pochodzi z małego miasteczka. Gdy miał 15 lat, wyjechał do szkoły średniej, potem były studia. W stolicy został na dobre.

Wychował się w głęboko religijnej rodzinie. Od dziecka uczestniczył w nabożeństwach, o co szczególnie dbała jego mama. W domu chodziło się na majowe, roraty, przestrzegano przykazań i tradycji kościelnej. Krzysztof przyjął też sakramenty: chrzest, komunia, bierzmowanie, małżeństwo. Był nawet na dwóch pielgrzymkach. – To, że postawa ateisty jest mi bliska, zrozumiałem po lekturze książek Richarda Dawkinsa, takich jak „Samolubny gen" i „Bóg urojony" – tłumaczy. Proces odchodzenia od Kościoła trwał jednak dobrych kilka lat. Dziś uważa się za ateistę i nie daje wiary w istnienie Boga i życia po śmierci. Święta katolickie obchodzi jednak częściowo tradycyjnie. Ze względu na rodzinę. – Nie odczuwam jakieś silnej potrzeby negacji tych uroczystości, ostentacyjnego okazywania niechęci i podważania wyjątkowości tego czasu. W Wielkanoc chodziłem z córką ze święconką do kościoła. Odbywało się to jednak raczej w ramach atrakcji niż głębokiego przeżywania i tłumaczenia dziecku idei tych świąt – wyjaśnia.

Tak jak często narzeka się na jakość polskiego katolicyzmu i mówi o płytkiej wierze, tak pewnie można mówić o płytkiej niewierze przytłaczającej większości polskich ateistów, skoro przestępują do sakramentów, są przekonani o istnieniu duszy czy życia po śmierci. Czy szefowie ateistycznych organizacji w Polsce nie powinni więc rwać sobie włosów z głowy?

– Rzeczywiście należy trochę ubolewać nad stanem polskiego ateizmu. Bo jak ktoś, kto nie wierzy w istotę wyższą, w pierwszego poruszyciela, może spodziewać się życia po śmierci, spotkania ze zmarłą ciocią po drugiej stronie czy ingerencji sił nadprzyrodzonych w naszym życiu? Pewnie dla wielu osób koncepcja nieśmiertelności jest bardzo atrakcyjna – przypuszcza Jacek Tabisz z Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Zaznacza jednak, że niekonsekwencja osób deklarujących się jako niewierzące nie jest wyłącznie polską specyfiką. – Kiedyś na forum fundacji Dawkinsa, amerykańskiego antyteisty, napisałem: „Chyba nikt z nas tu nie wierzy w życie pośmiertne" i odezwało się wiele osób tym wzburzonych i deklarujących, że wierzą w jakąś energię, zaświaty etc.

Wsparcie bez religii

Od ślubu czy ochrzczenia dziecka bardziej zaskakujący wydaje się jednak fakt, że 30 proc. osób, które uważają się za niewierzące, zgadza się zostać rodzicami chrzestnymi.

Piotr ma już dwójkę chrześniaków. – Moja rola to czuwanie nad dzieckiem, wspieranie jego rozwoju i wychowania, pomoc i opieka w przypadku, gdyby rodzice nie mogli się z jakiś przyczyn dzieckiem zająć. Jestem z chrześniakami blisko, często się spotykamy. Rzeczywiście Kościół chciałby widzieć także wsparcie w wychowaniu religijnym, ale ja pozostawiam to rodzicom. Oni tego ode mnie nie oczekiwali, zresztą sami nie są szczególnie praktykujący – przyznaje mężczyzna.

Ewa, choć określa się jako ateistka, też została matką chrzestną. – Bez większego wahania się zgodziłam. Jeśli mając świadomość tego, że nie jestem osobą wierzącą, rodzice dziecka wybrali mnie, abym uczestniczyła w sakramencie ważnym dla nich i ich wiary, należy się temu ogromny szacunek i pokora – przekonuje ta drobna brunetka między trzydziestką a czterdziestką. Delikatny makijaż, długie włosy, okulary na nosie.

Jej zdaniem bycia rodzicem chrzestnym nie należy postrzegać jedynie przez pryzmat religii. – Wychowanie dziecka to wielopłaszczyznowy proces, w którym wiara stanowi tylko jeden z czynników. Rola matki chrzestnej ma zatem większy wymiar niż tylko religijny. To deklaracja i gotowość wzięcia na siebie odpowiedzialności za dziecko, gdyby z jakichś powodów rodzice nie byli w stanie wypełniać swoich ról – mówi.

Ewa od kilku lat prowadzi w  Krakowie własny biznes, ale wychowywała się w małej miejscowości. – Jako dziecko chodziłam do kościoła i przyjmowałam sakramenty, choć moja rodzina nie była szczególnie wierząca. Uczestnictwo w uroczystościach kościelnych było raczej wynikiem wymogów stawianych na lekcji religii niż efektem wychowywania – opowiada.

W podstawówce była pilną uczennicą. Kiedy katechetka kazała chodzić w niedzielę na mszę, a w adwencie na roraty, chodziła. – Sakramenty postrzegałam jako coś oczywistego. Kiedy ma się sześć lat, to idzie się do zerówki, kiedy siedem – do szkoły, a osiem – do komunii. Żadne dziecko w tym wieku nie jest w stanie dojrzale i świadomie przeżywać sakramentu. To była taka dziecięca religijność, pozbawiona świadomości, indywidualnych wyborów i decyzji – wspomina.

Im jednak była starsza, tym mniej wierzyła. Niewiarę ugruntowały studia psychologiczne. – Oczywiste stało się dla mnie, że Bóg jest wyobrażeniem, istnieje jedynie w umysłach ludzi i przyjmuje takie imiona, jakie dana kultura, społeczność mu nada. Kiedy to zrozumiałam, przestałam wierzyć w Boga – mówi.

Jacek Tabisz przekonuje, że ci Polacy, którzy choć deklarują niewiarę, chrzczą dzieci, okazjonalnie uczestniczą w życiu Kościoła, a ślub czy pogrzeb chcą mieć koniecznie przed ołtarzem, to kulturowi katolicy. – Nie wierzą w Boga, ale wierzą w tradycję – w przypadku naszego kraju w tradycję katolicką. Wielu deklarujących się jako niewierzący to także oportuniści, którzy biorą ślub kościelny, bo chcą mieć spokój w rodzinie – ocenia.

Razem w niewierze

Zdaniem prezesa Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów nadszedł czas na promocję racjonalnego ateizmu wynikającego z wiedzy i refleksji. Tabisz przekonuje bowiem, że wielu niewierzących w Polsce to tak zwani apateiści. Pojęcie to oznacza osobę, która jest bardziej apatyczna w stosunku do wiary czy Kościoła niż rzeczywiście przekonana o nieistnieniu Boga i fałszywości kościelnych dogmatów. – W moim przekonaniu apateizm dotyczy wielu osób w Polsce. Mówią, że są niewierzące, bo nie chce im się chodzić do Kościoła, uważają, że księża przynudzają, a wiara stawia człowiekowi zbyt wiele wymagań. W rzeczywistości wolą spędzać czas w galerii handlowej. Apateista nie zastanawia się nad tym, czego chce od świata. W zasadzie nie wie nic o sobie. Nie ma zdania na temat Boga czy rozumu. Charakteryzuje go zwyczajne lenistwo i wygodnictwo. Wszystko można mu wmówić – irytuje się Tabisz.

Dlatego szef Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów uważa, że ubiegłoroczna akcja billboardowa była potrzebna, zwłaszcza ludziom z mniejszych ośrodków. Mogą się oni bowiem obawiać tego, że są w swej niewierze odosobnieni. Ateiści w ostatnim czasie promują się więc także w inny sposób. W zeszłym roku w ramach Dni Ateizmu ulicami Warszawy przeszła specyficzna procesja, której uczestnicy nieśli tabliczki z nazwiskami znanych ateistów. Na rynku Starego Miasta zainscenizowano egzekucję. Jan Hartman odegrał rolę Kazimierza Łyszczyńskiego, ściętego za ateizm przeszło 300 lat temu. – Byliśmy jednym z organizatorów tego eventu, choć uważam go za kontrowersyjny. Wolałbym coś bardziej pozytywnego – wesołe świętowanie z Łyszczyńskim wjeżdżającym dajmy na to na białym koniu. Ateizm nie potrzebuje męczenników i ich czczenia. To klisze wzięte z Kościoła katolickiego – uważa Tabisz.

Damian Śmigielski uważa jednak, że jakaś szczególna promocja ateizmu nie jest potrzebna. – Nie widzę też potrzeby ubolewania nad jego jakością. Po co? Przytoczę tu dość trafne porównanie i zaznaczam, że nikogo nie chcę obrazić. Z wiarą jest jak z penisem. Fajnie, że się go ma, ale nie trzeba od razu nim wymachiwać i wszystkim pokazywać. To samo dotyczy niewiary. To prywatna sprawa każdego człowieka, w co i jak wierzy bądź nie wierzy. Ja ludzi dzielę na dobrych i złych, a nie na wierzących i niewierzących. A do religii, i to każdej, mam szacunek – zapewnia.

Ewa też nie zdecydowała się na widowiskową apostazję i jej nie planuje. – Nie czuję się w żaden sposób związana z Kościołem, nie mam zatem potrzeby z niego występować. To tak jak ze związkami. Jak nie jesteś z kimś związany, to nie możesz z nim zerwać, nawet jeśli kiedyś od czasu do czasu się spotykaliście – tłumaczy.

Z Kościoła nie zamierza występować także Piotr. – W ogóle nie zamierzam dokonywać apostazji. Uważam, że Kościół robi także dużo ważnych i potrzebnych rzeczy, wielu ludzi go potrzebuje i odnajduje się w nim. Bardzo odpowiadają mi niektóre nurty w Kościele, jak ten reprezentowany chociażby przez „Tygodnik Powszechny" – tłumaczy.

Łaska darmo dana

A Kościół letnich katolików czy letnich ateistów ze świątyń wypraszać nie zamierza. W ich obecności dostrzega sens. Ks. Mateusz Konopiński, jezuita, przyznaje, że obrzędy i zwyczaje religijne są elementem polskiej tradycji, więc nic dziwnego, że część ludzi uczestniczy w nich w mniej świadomy sposób. Jednak, jak mówi, nawet taka postawa może sprawić, że w Boga uwierzą. – Jeśli wiara, nawrócenie czy gorliwość pochodzą od Boga i są wyrazem jego łaski, to jakoś ta łaska musi zadziałać. Skoro do poznania Pana Boga mogą kogoś przybliżyć wydarzenia z pozoru niezwiązane z wiarą, np. piękno przyrody czy spotkanie z przyjaciółmi, to dlaczego nie tradycyjne wykonywanie jakichś obrzędów. Gdybyśmy przyjęli, że Bożą obecność mogą poznać jedynie ci, którzy w Boga wierzą, odcięlibyśmy drogę do wiary wielu ludziom – tłumaczy ks. Konopiński.

Doskonale zdaje on sobie sprawę z tego, że czasem sakramenty są przyjmowane bez głębokiej świadomości, a rodzice proszą o chrzest dla swojego dziecka z pobudek bynajmniej nie religijnych. – Pamiętajmy jednak, że księża są tylko szafarzami łask lub udzielają błogosławieństwa tym, którzy biorą ślub. Wierzymy, że to Pan Bóg będzie się troszczył o to, by ludzie dostrzegli Jego obecność. To trochę paradoks, ale wierząc, że łaska jest nam dana darmo i udzielana przez Boga wszystkim, musimy się zgodzić na to, że czasem nie będziemy rozumieć, dlaczego, jak i po co Kościół udziela darów tym, którzy czasem nie proszą o nie lub w których znaczenie nie wierzą – zauważa jezuita. – Jednocześnie zawsze przy takiej okazji, jak chrzest, ślub, pogrzeb czy święconka, warto choć chwilę porozmawiać i pokazywać znaczenie i wartość tego, w czym ludzie uczestniczą, wytłumaczyć, jak to się łączy z tym, co w nas jest religijne czy duchowe. To może być pierwszy krok do nawrócenia.

Piotr dobiega trzydziestki. Jest kierownikiem projektów w branży IT. Wychowywał się w małym mieście, ale od dziesięciu lat mieszka w Warszawie. – Powiedziałbym o sobie, że jestem agnostykiem – mówi po chwili zastanowienia. Zaznacza jednak od razu, żeby jego agnostycyzmu nie łączyć z antyklerykalizmem, bo nie jest wrogo nastawiony do Kościoła. Nie czuje też żadnej presji ani ostracyzmu w związku z tym, że nie wierzy w Boga, ale nazwisko woli pozostawić do wiadomości redakcji, tak jak wiele innych osób, z którymi rozmawiamy.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów