Do końca nie będziemy pewni, co stało się na prywatce z udziałem uczniów dobrego katolickiego liceum w Warszawie. Jedno jest pewne – od tego zaczyna się całe nieszczęście. Jedna z dziewcząt uważa, że została skrzywdzona. Podejrzenie gwałtu samo się nasuwa, ale nie ma na to żadnych mocnych dowodów. Może to był tylko szczeniacki wygłup? A jednak nastoletniej bohaterce wyobraźnia podsuwa scenariusz najbardziej ekstremalny. Zapewne dlatego, że sama pochodzi z rozbitej rodziny i jest zainfekowana nienawiścią do mężczyzn. Widzi w nich groźnych samców, na których kreuje ich skrajny feminizm spod znaku #metoo i walki z patriarchatem. Oczywiście kobiety bywały ofiarami mężczyzn, ale kreowanie obrazu straszliwej opresji, jakiej zostały poddane w społeczeństwie, to wizja fałszywa. A jednak niektórzy w to kłamstwo wierzą.




Bohaterka „Horroru licealnego" doprowadzi do krwawej masakry i zniszczy życie wielu ludziom. Po feralnej prywatce namawia sąsiada bandytę, żeby jej pomógł i organizuje porwanie. Od tego momentu trup ściele się gęsto, a kolejne zakręty fabularne bywają naprawdę ostre. Zwłaszcza że bardzo niejasną rolę odgrywa tu dziesięcioletnia siostra morderczyni. To odwołanie nie tylko do wspomnianej „Carrie" Kinga, ale wręcz powrót do korzeni gatunku. Jesteśmy w świecie dziecięcej wyobraźni. To nie przypadek, że sąsiad zabójca nosi przydomek Hagrid, wzięty od dobrotliwego olbrzyma z sagi o Harrym Potterze. To wskazuje nam, jak blisko od baśni do horroru, czego dowodzą choćby opowieści braci Grimm o ptaszkach wydziobujących oczy niedobrym siostrom Kopciuszka.

Na osobny komentarz zasługują wątki społeczne, jakie znajdziemy w „Horrorze licealnym". Przede wszystkim kwestia edukacji i religijności. Młodzi bohaterowie chodzą do dobrej katolickiej szkoły, ale nie mamy przekonania, że zostali wychowani w duchu chrześcijańskim. W starciu ze złem są bezbronni. Nie mają wykształconego systemu wartości, który dałby im odporność. Kościół przegrywa starcie z pełną pokus nowoczesnością, nie potrafi dotrzeć do młodych ludzi, a oni sami są rozpaczliwie samotni i bezradni.

Ale przecież to nie tylko wina szkoły i duchownych. To przede wszystkim polska rodzina pogrążona jest w kryzysie. I nie chodzi tylko o dzieci wychowywane przez samotne matki. Pełne rodziny, deklarujące swoją religijność, też nie działają tak, jak powinny, o czym przekonują nas historie uczniów liceum. Do tego dochodzi kontekst medialno-polityczny. Sprawa zabójstw w prestiżowym katolickim liceum, gdzie uczęszczają dzieci elit, staje się pożywką dla stabloidyzowanych mediów (i mam tu na myśli również tzw. telewizje informacyjne), rozgrywających uczniów i ich rodziny przeciwko sobie. Co więcej, ta historia okazuje się świetnym paliwem dla obu stron bezwzględnego konfliktu politycznego rozdzierającego Polskę od kilkunastu lat. Co Piotr Zaremba, jak przystało na wytrawnego komentatora, przekonująco pokazuje. Cóż, trzeba to na koniec powiedzieć. Pejzaż społeczny, jaki wyłania się z tej książki, to prawdziwy horror.