Dziś autor „Europy" jest światowej sławy pisarzem, „tłustym kotem", choć on sam próbuje nas przekonać, że jest osobą skromną i niepotrzebującą luksusów – zadowoli się drobiazgami: dobrym winem, spacerem, lekturą. Nie zawsze tak było. Nie wywodził się z klas wyższych, jego rodzice ciężko pracowali i on sam do wszystkiego doszedł własnymi siłami. Był wytrwały, uparty i pracowity. A los go nie oszczędzał. Studia na Oksfordzie to szansa, ale nie gwarancja sukcesu. Zdarzało mu się tracić pracę i miewać poważne kłopoty finansowe. Jego życie prywatne też pełne było katastrof – z nieudanym pierwszym małżeństwem na czele. Davies pisze o tym otwarcie, tak jak o chorobach dopadających go w ostatnich latach. Centralne miejsce na jego liście niepowodzeń zajmuje z pewnością „afera stanfordzka" – gdy szanowany amerykański uniwersytet właściwie bezprawnie pozbawił go pracy. Być może za tą decyzją stało „lobby żydowskie", które miało za złe Brytyjczykowi m.in. to, że porównuje Holokaust z innymi masowymi zbrodniami hitleryzmu (podkreśla zwłaszcza cierpienia Polaków), a przez to umniejsza znaczenie Zagłady. Jak było – pewnie się nie dowiemy. Pozostał uraz.