Platforma Obywatelska zarzucała telewizji publicznej, że pod rządami Prawa i Sprawiedliwości stała się "narzędziem politycznej nagonki oraz partyjnej propagandy", a polityka zarządu TVP "prowadzi do groźnych podziałów społecznych i godzi w poczucie bezpieczeństwa Polaków".
Cytowana wyżej uchwała zarządu krajowego PO z 22 stycznia 2019 r. zawierała wezwanie do członków partii o całkowite powstrzymanie się od udziału w programach telewizji publicznej, również na szczeblu regionalnym. Bojkot miał trwać "do czasu odwołania obecnego zarządu TVP oraz ustanowienia społecznej kontroli nad telewizją publiczną".
"Wszystko wskazuje jednak na to, że politycy PO znowu zaczną pojawiać się w programach publicystycznych państwowego nadawcy" - napisał Onet, powołując się na źródła w Platformie.
Polityk z otoczenia przewodniczącego partii Grzegorza Schetyny powiedział portalowi, że formalna decyzja w sprawie zakończenia bojkotu nie zapadła, "ale można się spodziewać, że przed wyborami tak się stanie".
Inny polityk PO powiedział, że TVP to "kombajn do rozjeżdżania opozycji" i Platforma nie zmienia w tym temacie zdania. - Ale brutalna prawda jest taka, że dla mieszkańców mniejszych miejscowości, zwłaszcza tych starszych, ta telewizja jest często jedynym źródłem informacji. Dlatego z dwojga złego powinniśmy tam być, zwłaszcza w kampanii. Nie możemy sobie odcinać tak znaczącego kanału kontaktu z wyborcami - dodał.
Rzecznik PO Jan Grabiec przyznał, że temat zakończenia bojkotu pojawia się na posiedzeniach klubu parlamentarnego. Według rzecznika, wielu zwolenników Platformy nie ma dostępu do TVN24 i Polsat News, i jest "skazanych" na TVP Info. - (Nasi zwolennicy - red.) doceniają nasz gest moralnej uczciwości po śmierci (prezydenta Gdańska - red.) Pawła Adamowicza, ale przekonują nas, że jest kampania i trzeba się bić - dodał Grabiec.
W TVP pojawiają się politycy Nowoczesnej, która wraz z PO w ramach Koalicji Obywatelskiej wystartuje w najbliższych wyborach, a w Sejmie współtworzy klub PO-KO.