Potrzebna polityka energetyczna

Nie pomogą żadne obietnice, energia elektryczna będzie drożała. Polska energetyka przeżywa cenowy kryzys – z powodów strukturalnych.

Aktualizacja: 23.10.2018 21:30 Publikacja: 23.10.2018 21:00

Potrzebna polityka energetyczna

Foto: Adobe Stock

Pozornie kryzys cenowy rozpoczął się dopiero w II kwartale i rozpędził w czasie gorącego lata, gdy wzrosło zapotrzebowanie na prąd. W kwietniu Towarowa Giełda Energii odnotowała wzrost cen na rynkach terminowych. Dla dostaw energii elektrycznej na 2019 r. średnio ważona cena w kontrakcie rocznym wyniosła 199,39 zł/MWh. Ale pod koniec maja ceny z dostawą na trzeci kwartał 2019 r. przebiły 300 zł. I taki poziom utrzymuje się w ostatnich trzech miesiącach.

Na wzrost cen zareagował w lipcu minister energii Krzysztof Tchórzewski: zapowiedział nowelizację prawa energetycznego i obowiązek sprzedaży całego prądu poprzez giełdę. Od początku 2018 r. dotyczy to 30 proc., a od 2010 r. dotyczyło tylko 15 proc. (wyjątek to posiadający kontrakty długoterminowe, którzy musieli 100 proc. energii sprzedawać na giełdzie).

Ekspres konsultacji

14 sierpnia resort skierował do konsultacji publicznych projekt nowelizacji ustawy. Tryb uzgodnień projektu zbulwersował wiele instytucji i osób, bo przewidziano tylko trzy dni na składanie uwag, w tym jeden świąteczny 15 sierpnia. Nijak to się ma do ustawy o związkach zawodowych, o organizacjach pracodawców czy Radzie Dialogu Społecznego, które wyznaczają na konsultacje 30 dni i tylko w wyjątkowych przypadkach 21.

Projekt nowelizacji rząd przyjął dopiero 9 października. Jego centrum informacyjne ogłosiło, że przepisy powinny poprawić pozycję odbiorców na krajowym rynku energii elektrycznej, a sprzedaż prądu wyłącznie poprzez giełdę ma „ograniczyć ewentualny wzrosty cen energii elektrycznej na rynku hurtowym, nie wynikające z czynników wpływających na koszt jej wytworzenia czy pozyskania z sąsiadujących systemów".

Biada tym, którzy poprzestaną na lekturze pierwszej części tego zdania i nieopatrznie uwierzą, że obligo giełdowe uchroni nas przed wzrostem cen. Trzeba czytać drugą część. Ceny giełdowe będą się zmieniać, rosnąć i maleć, ale nie powinny być wrażliwe na czynniki niewynikające z rzeczywistych kosztów wytworzenia energii. I miejmy nadzieję, że tak będzie.

Słusznie bowiem powiada jeden z ekspertów, że 100-proc. obligo giełdowe wyeliminuje ryzyko czy nawet patologie, ale może wykreować inne, nieznane. Zaczynamy więc eksperyment w skali branży energetycznej całej gospodarki, niewiele wiedząc o jego konsekwencjach.

Równolegle do rządowych prac nad ustawą rozgorzała dyskusja o wzroście cen energii i jego przyczynach. Wielu publicystów wręcz prześcigało się w kreowaniu scenariuszy przyszłości, z reguły czarnych. W tekstach pojawiały liczby: przewidywany 50–70-proc. wzrost płatności przedsiębiorców za energię.

Powód do tego dała zarówno sytuacja cenowa na giełdzie, jak i opublikowane niemal równolegle raporty: Credit Agricole i Instytutu Jagiellońskiego. Ich eksperci zgodnie oceniają, że obiektywnymi przyczynami wzrostu cen energii były co najmniej dwa czynniki sprawcze: niemal czterokrotny wzrost cen uprawnień do emisji CO2 oraz cen węgla. I te dwie okoliczności warto przybliżyć.

Uprawnienia do emisji CO2 to instrument Europejskiego Systemu Handlu Emisjami (ETS). Emitenci tego gazu cieplarnianego korzystają z bezpłatnie przydzielanych uprawnień do emisji, bądź muszą nabyć je odpłatnie. Do tej pory polska energetyka korzystała z pokaźnej puli darmowych uprawnień, ale w 2019 r. ten system będzie wygaszany i emitenci będą zmuszeni nabyć uprawnienia na zasadach rynkowych.

W 2018 r. cena uprawnień do emisji wzrosła z 6 euro do 22–24 euro. A eksperci rynku energii przewidują, że będzie w najbliższych latach w trendzie wzrostowym. Na domiar złego energetyka w Polsce emituje znacznie więcej CO2 na MWh energii niż w innych krajach.

Podobnie wygląda sprawa węgla. W bieżącym roku jego cena na rynku światowym przekroczyła 100 dol. za tonę, choć jeszcze w 2016 r. wynosiła 50 dol. Laicy zapewne w tym miejscu zapytają: a co mają ceny światowe węgla do naszych cen energii elektrycznej, skoro mamy własne kopalnie? Od lat jesteśmy przecież przekonywani, że rodzimy węgiel jest gwarantem polskiego bezpieczeństwa energetycznego. Ostatnia reforma polskiego górnictwa, polegająca na wpompowaniu olbrzymich pieniędzy, odbywała się m.in. pod tym hasłem. Coś poszło nie tak?

Obecny i przyszły wzrost cen energii ma strukturalny, a nie koniunkturalny charakter. A to oznacza, że jego przesłanki mogą utrzymywać się długo, aż do kompleksowej restrukturyzacji energetyki.

Można powiedzieć, że sami sobie zafundowaliśmy ten stan rzeczy, utrzymując dominującą rolę energetyki węglowej i zaniechawszy rynkowych reform energetyki. Dziś przychodzi nam coraz więcej płacić za energię, a immanentne czynniki tego wzrostu – czy to ceny uprawnień do emisji CO2 czy ceny węgla – są pochodną charakteru naszej energetyki.

Reaktywacja monopolu

Na domiar złego, repolonizując i centralizując naszą energetykę, „uchroniliśmy ją" przed działaniem mechanizmów rynkowej konkurencji. Został reaktywowany państwowy monopol ze wszystkimi możliwymi tego następstwami. Trzeba to chyba dobitniej wyrazić: ani w monopolu, ani w obrębie tej samej własności państwowej konkurencja nie zachodzi. Nie ma zatem mechanizmu racjonalizowania kosztów i w efekcie walki o klienta. Nie ulega wątpliwości, że za wszystko zapłacą odbiorcy. A w pierwszej kolejności odbiorcy biznesowi – i to dużo więcej, niż by wynikało z rynkowego wzrostu cen.

Przedsiębiorców w tych obawach upewnił niestety sam minister energii, zachęcając podległe mu energetyczne spółki do nieskładania wniosków do prezesa URE o zmianę taryf dla gospodarstw domowych. Może to oznaczać, że wzrost kosztów wytwarzania energii elektrycznej albo obciąży wynik finansowy koncernów, albo zostanie alokowany do grup taryfowych biznesowych, gdzie prezes URE ceny energii czynnej nie kontroluje.

To nie nastraja optymizmem, ale z pewnością skłania do szerszej refleksji nt. polskiej gospodarki, polskiej energetyki i pozycji polskiego odbiorcy energii elektrycznej. Generowanie wyłącznie medialnych stanowisk, opinii czy wręcz protestów i wpisywanie się w emocjonalną polemikę, problemu nie rozwiąże.

Jest natomiast potrzeba zainicjowania dialogu z rządowymi decydentami o kierunkach zamierzonej polityki energetycznej i rzeczywistych reformach w szeroko rozumianym sektorze energii. A do tego celu najbardziej predystynowanym miejscem jest z pewnością forum Rady Dialogu Społecznego, a co najmniej zespół ds. polityki gospodarczej i rynku pracy RDS.

Leszek Juchniewicz jest doradcą prezydenta Pracodawców RP

Pozornie kryzys cenowy rozpoczął się dopiero w II kwartale i rozpędził w czasie gorącego lata, gdy wzrosło zapotrzebowanie na prąd. W kwietniu Towarowa Giełda Energii odnotowała wzrost cen na rynkach terminowych. Dla dostaw energii elektrycznej na 2019 r. średnio ważona cena w kontrakcie rocznym wyniosła 199,39 zł/MWh. Ale pod koniec maja ceny z dostawą na trzeci kwartał 2019 r. przebiły 300 zł. I taki poziom utrzymuje się w ostatnich trzech miesiącach.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację