Jednak wygląda na to, że nawet jeśli liczba zachorowań silnie wzrośnie, większość krajów będzie umiała radzić sobie z zarazą lepiej niż wiosną. Powszechny pesymizm, wpychający światową gospodarkę w recesję? Recesji się nie uniknie, ale chyba nie grozi tu żadna katastrofa, bo wszyscy są przygotowani na ciężkie czasy. Kryzys finansowy wywołany gwałtownym wzrostem zadłużenia i niekontrolowanym drukiem pieniądza? Chwilowo nic na to nie wskazuje, wszystkie rządy robią to samo, a uczestnicy rynku uznali, że na razie należy na to spokojnie patrzeć i czekać na przyszłe konsekwencje.
Moim zdaniem największym globalnym ryzykiem gospodarczym będą zbliżające się wybory w USA. Jeszcze pół roku temu Donald Trump cieszył się silnym poparciem, zwłaszcza dzięki rekordowo niskiemu bezrobociu w USA. Potem jednak przyszły kłopoty: nieudolne działania w obliczu pandemii (w którą długo nie wierzył) i drastyczne pogorszenie sytuacji gospodarczej. Dziś USA są największym ogniskiem zarazy na świecie, bezrobocie przekracza 10 proc., a Donald Trump wyraźnie przegrywa w sondażach z Joe Bidenem.
Co można zrobić w takiej sytuacji, na dwa miesiące przed wyborami? Albo cierpliwie czekać, licząc na zmianę nastrojów. Albo – jak Claire i Frank Underwoodowie w piątym sezonie „House of Cards"– wywołać burzę. W sferze społecznej pomocą są zamieszki rasowe. A w gospodarczej najłatwiej to zrobić, wywołując wojnę handlową z Chinami.
Donald Trump od początku swoich rządów z sympatią mówił o protekcjonizmie. Budował mur na granicy z Meksykiem, stosował metody bezpośredniego nacisku na wielkie koncerny, partnerów gospodarczych z Azji, Europy i Ameryki straszył podwyżkami ceł. Zresztą z pewnymi sukcesami – szantażowani czynili ustępstwa, które zadowalały prezydenta i pozwalały mu odtrąbić kolejne zwycięstwo. A sytuacja nie wymknęła się spod kontroli.
Dziś być może prezydent uzna, że nadszedł czas na pełne sięgnięcie do arsenału protekcjonizmu i wywołanie prawdziwej wojny handlowej. Tym bardziej że pozwala to zgrabnie połączyć gospodarkę z pandemią: Trump stale mówi o „chińskim wirusie", sugerując konieczność „ukarania" Chin za to, że w USA odnotowano ponad 6 mln zachorowań (a więc winni są Chińczycy, a nie jakieś błędy nieomylnego prezydenta).