Metoda „na córkę”

Siedziałem w restauracji obok gostka, który cały czas miał uszną słuchawkę do telefonu na małżowinie. I przez trzy godziny nikt do niego nie zadzwonił. Może zapomniał, że ma?

Publikacja: 16.06.2019 21:00

Metoda „na córkę”

Foto: Adobe Stock

Nie, bo sobie ją co jakiś czas poprawiał. Nie słuchał też audiobooka, bo przez cały pobyt nawijał z kumplami. Zresztą posiadacz takiej twarzy audiobooków nie słucha. Ale słuchawkę miał. Pomyślałem, że zachowuje się jak dżentelmen, który cały czas chodzi z naciągniętą (jakoś) prezerwatywą, bo może akurat pozna kogoś milutkiego i trafi się szybki seks. Ale nie zdążył mnie zirytować, bo nagle przebiegła mi myśl: a może człowiek czeka na ważny telefon od córki i nie chce go uronić w kieszeni?

Ostatnio bowiem wszystkie drobne stresy likwiduję metodą „na córkę".

Oto na przykład środkiem miasta w godzinie szczytu snuje się autko z tablicą „L" na dachu. Za nim długi korek trąbiących pojazdów. Dlaczego musi brać lekcję – z tego co widać – pierwszą, akurat na głównej ulicy o 15? A dlatego, że instruktor umówił się tam gdzieś obok na kawę, a za swoje nie będzie jeździł. Chciałoby się wywalić to autko na chodnik do góry kołami, ale nagle włącza się system uspokajający „na córkę".

„A gdyby to twoja córka brała akurat pierwszą lekcję jazdy?". No, tak... I już spokojnie czołgam się w kolumnie kalekich żółwi. Ale za to bez nerwów.

Za chwilę czytam w necie wypowiedzi plastikowych lal celebryckich na temat... zawiłości polityki. I rozum mi łka oraz kwili. Na litość boską!! Przecież jesteście od pokazywania majtek przy wysiadaniu z auta. Trzymajcie się swoich kompetencji. Róbcie to, co umiecie. Albo pokłóćcie się między sobą – to też głupie, ale przynajmniej śmieszne.

I nagle myśl jak błyskawica: „A gdyby to tak twoja córka musiała bredzić niewydarzone pierdoły, żeby dostać lajki na Twitterze, bo bez nich spadnie w rankingach na dziób?"... Nie pozwoliłbym!... No, dobra... Ale tylko raz...

Albo znowu przykład z ulicy. Korzystając z zatoczki przystankowej dla autobusów, ktoś wali z prawej wzdłuż stojącej kolumny aut, a potem wciska się na chama w lewo. Normalka. Krew się burzy, ale... „Pomyśl, gdyby to twoja córka pędziła z lekarstwem dla chorej babci...". Hm...To już działa słabiej, bo moja córka nie założyłaby takiej ohydnej mordy pryszczatego zbira. I nie śmigałaby starą, brudną toyotą na ciechanowskich numerach. Nie tak ją wychowałem. Ale zanim to do mnie dotarło, brudna toyota zniknęła i temat z nią.

Podsumowując, im częściej uspokajam się dzięki tej metodzie, tym bardziej wkurza mnie córka.

Nie, bo sobie ją co jakiś czas poprawiał. Nie słuchał też audiobooka, bo przez cały pobyt nawijał z kumplami. Zresztą posiadacz takiej twarzy audiobooków nie słucha. Ale słuchawkę miał. Pomyślałem, że zachowuje się jak dżentelmen, który cały czas chodzi z naciągniętą (jakoś) prezerwatywą, bo może akurat pozna kogoś milutkiego i trafi się szybki seks. Ale nie zdążył mnie zirytować, bo nagle przebiegła mi myśl: a może człowiek czeka na ważny telefon od córki i nie chce go uronić w kieszeni?

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację