Inwestycje, zwłaszcza publiczne, rosną jak grzyby po deszczu, gdy płynie strumień wsparcia liczony europejską walutą. Nie ma jednak zgody, co do terminu rezygnacji ze złotówki, a także istnienia ekonomicznej i politycznej potrzeby przeprowadzenia takiego procesu. Brak również niezależnego bilansu zysków i strat przeprowadzenia tej operacji i – co chyba najważniejsze – kalendarza zmian w polskim prawie (również konstytucji), które dzisiaj – według wielu prawników– uniemożliwia zmianę pieniądza w Polsce.
W dodatku, jak w kwestii wejścia Polski do strefy euro pisał na łamach „Rzeczpospolitej" prof. Grzegorz W. Kołodko, „koszmar polega na tym, że znowu teoria nie nadąża z podpowiedziami dla praktyki i tym bardziej staje się ona ryzykowna, a niekiedy wręcz fatalna". Prof. Kołodko jako aksjomat przyjął jednak kierunek „od nauki, do praktyki", gdy debata „Szanse i zagrożenia euro", która odbyła się na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu (UEP) stwarzała wrażenie, że to świat biznesu bądź polityki, może narzucić naukowcom kryteria analizy euro i oceniać na koniec efekty uczelnianych dociekań. W Poznaniu – jak się okazało – obie grupy nie mówiły jednak tym samym językiem ekonomii, więc nie doszło do jakichś wspólnych konkluzji. Były natomiast emocje i kontrowersje. Doszło do próby sformułowania aksjomatu, który wygłosił prof. Waldemar Frąckowiak (Katedra Inwestycji i Rynków Kapitałowych), ale też w ferworze dyskusji zwolennikowi wprowadzenia u nas europejskiego pieniądza zarzucono, że „reprezentuje niemiecki punkt widzenia".
Prof. Frąckowiak twierdził natomiast, że kwestia przejścia Polski na pieniądz europejski jest bezdyskusyjna. – Euro wprowadzić musimy, bo zobowiązaliśmy się do tego w umowie akcesyjnej do Unii Europejskiej – mówił ekonomista z UEP. Jak się jednak w dyskusji okazało, nawet przysłowie „słowo się rzekło – kobyłka u płota", gdy ma dotyczyć wprowadzenia europejskiej waluty w naszym kraju, może być podważane.
Debata „Szanse i zagrożenia euro" była wymianą poglądów na temat wspólnego europejskiego pieniądza i jego wprowadzenia w Polsce. Organizatorami spotkania, które odbyło się na forum Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu i z udziałem jego studentów, była uczelnia oraz Wielkopolski Związek Pracodawców Lewiatan. Temat okazał się niezbyt ciekawy dla przyszłych ekonomistów więc na sali dominowali przedsiębiorcy, naukowcy i przedstawiciele instytucji finansowych. Kanwą do dyskusji była książka "Paradoks euro. Jak wyjść z pułapki wspólnej waluty" współautorstwa Stefana Kawalca – prezesa firmy doradczej Capital Strategy, byłego wiceministra finansów, i Ernesta Pytlarczyka – głównego ekonomistę mBanku. Praca ta, ciesząca się bardzo dobrymi recenzjami, w Poznaniu doczekała się krytyki swych założeń, czyli tezy, że już sam wspólny unijny pieniądz prowadzi do dezintegracji strefy euro i wspólnego rynku. Profesorowie Wiesława Przybylska-Kapuścińska (Katedra Polityki Pieniężnej UEP) i Waldemar Frąckowiak przypominali, że euro jako pieniądz jest tylko narzędziem pewnej polityki, sposobem porównywania gospodarek, a nie demiurgiem wywołującym kryzys, czy wzrost długu publicznego. Prof. Kapuścińska stwierdziła wręcz, że "ma wrażenie jakby euro w Polsce było chłopcem do bicia, którego obciąża się wszystkim co złe w Unii Europejskiej". Nie znaczy, to jednak, że oboje naukowców z UEP gloryfikowało system finansowy obowiązujący w Europie
Pof. Frąckowiak publicznie utrzymywał, że gdyby uwzględniać wyłącznie kryteria ekonomiczne, to wspólny unijny pieniądz nigdy by nie powstał. – Była to decyzja polityczna, która miała doprowadzić do powstania jednolitego obszaru gospodarczego. Brak sukcesu w tym względzie nie oznacza jednak, że trzeba uzdrawiać pieniądz. „Euro jest zdrowe". Chore jest otoczenie, które w dodatku cierpi na brak charyzmatycznego przywództwa – podkreślał profesor.