Trochę historii. 20 kwietnia premier Mateusz Morawiecki zapowiedział utworzenie funduszu dla niepełnosprawnych zasilanego „daniną solidarnościową". Kolorowe slajdy z kilkoma szczegółami tego planu pokazano 15 maja. Konkretnego projektu nie ma do dziś.
Podatki w Polsce nakłada się za pomocą ustaw, a nie obrazków z programu PowerPoint. Tak przynajmniej mówi konstytucja. Kto chce rzetelnie ocenić jakieś plany legislacyjne, bierze na warsztat projekt ustawy. Zwykle to nieco nudniejszy tekst niż ten na slajdach, ale to właśnie z projektu ustawy można wyciągnąć jakieś wnioski. Na razie nie można. Slajdy być może spełniły swoją rolę propagandową: że rząd coś robi dla niepełnosprawnych, że bogacze wreszcie oddadzą coś potrzebującym, że to nie tylko polski pomysł itd. Jednak wciąż nie wiadomo, czy np. wspólnie rozliczający się małżonkowie, z których tylko jedno pracuje i zarabia milion rocznie, też zapłacą 4-proc. „daninę". Nie wiadomo, na jakim formularzu trzeba ją będzie rozliczać. A co w sytuacji, gdy milionowy dochód został osiągnięty za granicą i tam został już opodatkowany?
Znaków zapytania, i to nie tylko dotyczących milionerów, jest jeszcze więcej. Przecież na nowy fundusz dla niepełnosprawnych pójdzie część dzisiejszej składki na Fundusz Pracy, którą płacą wszyscy zatrudnieni. To też musi być uregulowane i to nie slajdem, ale ustawą.
Aby legalnie wprowadzić podatek od osób fizycznych, trzeba zakończyć proces legislacyjny do listopada. Rząd może oczywiście uznać, że orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego co do terminu publikacji odnosi się tylko do ustaw podatkowych, a nie do „daniny". To jednak byłoby wmawianie społeczeństwu – jak to niegdyś rzekł Jarosław Kaczyński – że czarne jest białe.
Można powiedzieć: do końca listopada jeszcze pół roku, zdążymy. Można powiedzieć: cieszcie się, bogacze, bo zapłacicie tylko 32 plus 4 proc. podatku. A przecież w programie PiS z 2014 r. była 39-proc. stawka PIT, i to nie dla milionerów, ale dla zarabiających już 300 tys. zł rocznie.