Nic na razie nie wiemy o sankcjach, ale prawo z pewnością je przewiduje. Znając surowość reżimu za nieprzestrzeganie przepisów należy spodziewać się ciężkich kar finansowych dla właścicieli, a dla czworonogów wyroków długoletniego więzienia, a nawet – co nie byłoby szczególnie dziwne (białoruski kodeks karny przewiduje przecież karę śmierci) – publicznych egzekucji.

Nie można mieć wątpliwości, kto stoi za takim pomysłem. Idea z pewnością narodziła się w głowie ojca narodu, którego musi przynajmniej irytować bezsens nocnego miauczenia i szczekania w godzinach przeznaczonych na ciężką pracę, bądź zasłużony odpoczynek. Skoro bydlęta tego nie rozumieją, niech zrozumieją to przynajmniej ich właściciele, na których ciąży przecież jakiś społeczny obowiązek nadzoru.

Na koniec warto dodać, że pomysł zapanowania nad szczekająca i miauczącą tłuszczą nie jest całkiem nowy. W dziejach ludzkości z psami i kotami walczyli (z różnymi skutkami) inni wielcy ludzie. Dla przykładu panujący na przełomie X/XI wieku w Egipcie fatymidzki kalif Al – Hakim, właśnie ze względu na natrętne szczekanie, kazał wyłapać i utopić w Nilu wszystkie kairskie psy. Dziewięć stuleci później z plagą czworonogów, w stołecznym Bukareszcie skutecznie walczył Geniusz Karpat towarzysz Causescu (sam był sprawcą plagi nakazując wyburzenie dzielnicy mieszkalnej pod budowę monstrualnego Domu Ludowego). Mniej więcej w tym samym czasie koreańscy towarzysze Causescu, Wieczny Prezydent Kim Ir Sen wraz z synalkiem i puszystym wnuczkiem doprowadzili do masowej konsumpcji z głodu lokalnych psów i kotów, zaś dwie dekady później, całkiem współczesny już zamordysta, W. Putin wydał wyrok na bezpańskie psy z przedmieść Soczi, by nie przeszkadzały w igrzyskach olimpijskich.

To tylko oczywiście niektóre ze znanych z historii przypadków eksterminacji za szczekanie i miauczenie. Redakcja "Rzeczpospolitej" tak drastycznych rozwiązań jednak nie poleca. Można przecież inaczej, jak w Singapurze, gdzie psom przecina się po prostu operacyjnie struny głosowe. Łagodniej, bardziej humanitarnie i ciszej.

Może białoruski parlament i sam ojciec narodu mogliby pójść właśnie tym tropem?