A właśnie teraz sprawy w sądach toczą się wolniej, co potwierdzają nawet statystyki resortu. W 2016 r. proces trwał średnio 4,7 miesiąca, a w trzech kwartałach minionego roku – już 5,4 miesiąca. Więcej jest też spraw trwających dłużej niż rok.
Sami sędziowie uważają, że to było do przewidzenia, skoro kilkanaście procent etatów sędziowskich jest nieobsadzonych, a minister nic z tym nie robi. Starsi sędziowie, którzy zamiast odchodzić w stan spoczynku, mogą zwrócić się o zgodę na dalsze orzekanie, bynajmniej nie kwapią się do składania takich wniosków.
Ministerstwo zapewnia, że sądy przyspieszą, ale w dwa lata nie da się naprawić wieloletnich zaniedbań. Wprowadza też losowy przydział spraw, by równomiernie obciążać sędziów pracą. Czy zdaje to egzamin? Zdania są podzielone. Słychać, że system karze pracujących wydajnie i nie wymusza sprawności na mniej pilnych. Do tego trzeba prezesów sądów umiejących organizować pracę.
Rządy Zbigniewa Ziobry zaczęły się od odwrócenia reformy procesu karnego. Ta opracowana przez Komisję Kodyfikacyjną za czasów PO skracała śledztwo, pozwalała skupić się na najważniejszych wątkach sprawy. Rząd PiS uznał ją jednak za niesprawiedliwą.
Jeszcze latem 2017 r. prezydent Andrzej Duda podpisał nowelizację ustawy o ustroju sądów powszechnych, która pozwoliła ministrowi na naprawdę szerokie zmiany wymiaru sprawiedliwości i bezprecedensową wymianę kadr na stanowiskach kierowniczych sądów. Karuzela trwa, wymieniono już kilkudziesięciu prezesów w sądach. Niektórych przed końcem kadencji.