Sprawy reprywatyzacyjne często przypominają zabawę w kotka i myszkę. Sądy wydają wyroki, a warszawski ratusz robi wszystko, by ich nie wykonać.
Tak też było w sprawie Marka Kowalczyka-Fernandeza, jedynego spadkobiercy dawnych właścicieli budynków przy ul. Piwnej i Świętojańskiej na warszawskiej Starówce. Od dziesięciu lat walczy z ratuszem o wydanie zaświadczenia, że spełniają warunki z art. 5 dekretu Bieruta. Dzięki temu zaświadczeniu stałby się ich właścicielem.
Prawny ping-pong
O wydanie zaświadczenia wystąpił po raz pierwszy do prezydenta Warszawy w 2006 r. Ten odmówił. Jego zdaniem to nie są te same budynki, które istniały przed drugą wojną światową. Te uległy bowiem całkowitemu zniszczeniu. Po wojnie ich resztki rozebrano i wybudowano nowe. Ponadto nie stoją one dokładnie w tym samym miejscu co te stare.
Marek Kowalczyk-Fernandez odwołał się i postanowienie prezydenta Warszawy zostało uchylone zarówno przez samorządowe kolegium odwoławcze, jak i przez sąd wojewódzki. Sprawę przekazano do ponownego rozpoznania. Prezydent znów odmówił wydania zaświadczenia. I tak było kilka razy. SKO i sąd uchylały postanowienia. Sprawa wracała do prezydenta, a ten odmawiał. Mijały lata.
Nie kasacyjnie, tylko merytorycznie
Tak było do 2013 r. W tym roku Marek Kowalczyk-Fernandez, odwołując się do warszawskiego Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego od orzeczenia SKO, wnioskował, by sprawa wróciła tym razem do SKO i by to ono wydało rozstrzygnięcie merytoryczne. Dysponuje bowiem niezbędnymi dokumentami. Chodzi m.in. o decyzję ministra spraw wewnętrznych unieważniającą decyzję komunalizacyjną dotyczącą tych nieruchomości oraz orzeczenie unieważniające decyzję wydaną na podstawie dekretu.