Aplikacja ma pomóc w ograniczaniu zasięgu epidemii, ale najpierw zrobiło się o niej głośno z uwagi na możliwość zbierania przez nią danych o użytkownikach smartfonów. Teraz wątpliwości budzi jej skuteczność, choć rząd wydał na nią ok. 3 mln zł. Wystarczy spojrzeć na statystyki. Dotąd apkę ProteGo Safe zainstalowano 688 tys. razy. Ministerstwo Cyfryzacji (MC), które odpowiada za ten projekt, nie podaje jednak liczby realnych użytkowników. Wskazuje natomiast, że średnio dziennie pobierana jest ok. 10 tys. razy. Zdaniem ekspertów – biorąc pod uwagę populację naszego kraju – to za mało. Ale jeszcze większe zaskoczenie budzi fakt, że rozwiązanie, które miało informować o kontaktach z osobami zakażonymi, w praktyce na niewiele się zda. W sierpniu przez aplikację zaraportowało o zakażeniu ledwie 31 osób. Podobnie słaby wynik był w lipcu.

MC nie widzi problemu. Joanna Dębek z wydział komunikacji resortu podkreśla, że głównym celem aplikacji jest powiadamianie o kontakcie z koronawirusem i apka ten cel spełnia. – Jest skuteczna. Pierwsze osoby skorzystały z systemu powiadamiania i wpisały numery PIN. Oznacza to, że pierwsze osoby otrzymały powiadomienia o kontakcie z koronawirusem, a dzięki temu mogły odpowiednio zareagować – wyjaśnia.

Jak zaznacza, jeśli choć jedna osoba po otrzymaniu takiego powiadomienia zrezygnowała z np. spotkania w większym gronie, mogła w efekcie, jeśli okazałoby się, że jest chora, uratować zdrowie i życie innych oraz ograniczyć rozprzestrzenianie się koronawirusa.

Teraz ProteGO Safe ma być w wersji dla Ukraińców. Obcokrajowcy już dziś stanowią ok. 58 proc. użytkowników innej aplikacji – Kwarantanna domowa (większość z nich to osoby rosyjsko- i ukraińskojęzyczne, choć apka dostępna jest też w jęz. angielskim i wietnamskim). W sumie używa jej już ok. 24 tys. osób.