Dziennikarz Marek Czyż zapytał Wałęsę, co zamierza zrobić z osobami, które nazywają go "Bolkiem". Zaznaczył przy tym, że w Polsce jest dużo osób, które uważają byłego prezydenta za donosiciela.
- Proszę pana, tylko co? Strzelać. No tylko trzeba by strzelać - odparł Wałęsa.
- To jeszcze inaczej. Jeśli by mieli papiery moje, to po co podrabiali? Po co? Mało tego - to po co wozili... takiego agenta mieć w stanie wojennym... wiozą papiery pani (Annie) Walentynowicz, co jest opisane we wszystkich książkach - kontynuował.
- Ja nie jestem w stanie nic tu zrobić, dlatego że pewnych ludzi nie przekonam. Jak ich nie przekonam faktami i dowodami... Przecież ja, zobacz pan na moim Facebooku. Przecież tam jest jak wykorzystują Walentynowicz i innych, jak dają jej papiery, po to żeby ze mną walczyła. Po co robili to? Po co w stanie wojennym zawieźli papiery Walentynowicz? Bo nie daję się złamać, bo chcieli mnie wykorzystać jak kułaja, żebym ich jakoś tam poparł, dawali mi stanowiska, pieniądze i wszystko, a ja nie dałem się, to mówią: "to my cię załatwimy" - ciągnął były prezydent.
- Nigdy nie byłem agentem. Nigdy nie donosiłem. To wszystko kłamstwo - przekonywał Wałęsa. - Dzisiaj widać po tych papierach, które Kiszczak niby ogłasza, że Kaczyński z Kiszczakiem żyli w dobrej komitywie. Ohyda polega na tym, że żonę Kiszczaka wykorzystano przeciwko mnie, dowożąc papiery w kartonach, a ona to potwierdziła. Ohyda. Zbrodnia - mówił.