Na razie chęć wstąpienia do tej organizacji wyrazili zatrudnieni w 60 bazach Ryanaira.
Pierwsi oficerowie i kapitanowie Ryanaira chcieliby stworzyć niezależną organizację pod nazwą Europejska Rada Przedstawicieli Pracowniczych. Napisali już w tej sprawie pismo do zarządu przewoźnika – pisze Reuters. Pismo zostało wysłane również do Europejskiego Stowarzyszenia Pilotów, organizacji zrzeszającej pracowników kokpitów samolotowych. Podpisała je Imelda Comer, która jest pierwszym kapitanem w Ryanairze, który odważył się zwrócić bezpośrednio do znanego z negatywnego stosunku do jakichkolwiek związków prezesa linii Michaela O'Leary'ego.
Prezes wcześniej wielokrotnie krytykował pilotów, wyśmiewając ich przemęczenie 18-godzinnym tygodniem pracy. W rzeczywistości piloci pracują znacznie dłużej, bo jako „czas pracy" liczy się wyłącznie okres od zamknięcia drzwi samolotu przed startem do ich otwarcia w porcie docelowym. O'Leary szybko jednak przyznał, że jego linia narobiła mnóstwo błędów w zatrudnianiu pracowników kokpitu, a próbując powstrzymać falę odejść, zaoferował im podwyżki i lepsze warunki. Od teraz kapitan w Ryanairze ma zarabiać 22 tys. euro miesięcznie, a pierwszy oficer połowę tej kwoty.
Tak jak jest to w większości linii lotniczych, w Ryanairze piloci zatrudnieni są przez agencje, bądź zakładają własne firmy i nie mają etatów. Kwota jaką dostają ma pokryć ich wszystkie wydatki związane z pracą, jak chociażby koszty noclegów, gdy nie wracają do miejsca zamieszkania. Z tak podwyższonego wynagrodzenia mogą jednak skorzystać jedynie osoby, które podpiszą nowe umowy do końca tego miesiąca. Jeśli nie podpiszą, nie mają co liczyć na jakiekolwiek podwyżki.
Jednocześnie linia po kilku tygodniach przeprosin i samokrytyki, wraca do dawnej retoryki. O Imeldzie Comer szef HR Ryanaira Eddie Wilson mówi, że i tak skończył się jej kontrakt i ma odejść z pracy z końcem października i że nie ma mowy o jakimkolwiek dialogu z organizacją związkową „jak nie nazywałaby się akurat w tym tygodniu".