Irlandzki związek pilotów Forsa już nie zamierza negocjować z zarządem, a brytyjski związek BALPA oskarża drugą stronę o stosowanie niedozwolonych taktyk, aby uniknąć strajku zaplanowanego na 22 sierpnia. Jako powód protestu podaje niespełnienie żadnego z postulatów. Stąd aż 80 proc. pilotów z Wielkiej Brytanii głosowało za strajkiem. W ostatni czwartek, 15 sierpnia piloci z BALPA wezwali drugą stronę do powrotu do rozmów, bo znalazł się rozjemca. —Nasze doświadczenia z negocjacji bezpośrednio z Ryanairem są jak najgorsze — mówił Brian Strutton, sekretarz generalny BALPA. Tyle, że Ryanair postanowił szukać rozwiązania konfliktu w sądzie, a na początek chce wstrzymania strajku zapowiedzianego na 22 sierpnia i 1 września.

Podobna sytuacja jest w Irlandii, a zarząd w obu przypadkach podaje, że za protestem opowiada się znacznie mniej niż połowa pilotów. — To typowe zachowanie rozrabiaki. Mają poważny problem z pracownikami i zamiast poprawić warunki ich pracy wybrali pójście do sądu — mówi Strutton. Z kolei w Irlandii, gdzie związkowcy już nie zamierzają wracać do stołu negocjacyjnego, szef personelu, Eddie Wilson poinformował, że Forsa domaga się podwyżek płac o 101 proc, mimo że niektórzy z pilotów już zarabiają po 172 tys. euro rocznie. A w oświadczeniu opublikowanym w Dublinie czytamy :„Niesamowite jest to, że piloci Ryanaira domagają się spełnienia ich roszczeń płacowych w sytuacji, kiedy Norwegian zamknął swoją bazę w Dublinie pozostawiając 120 osób bez płacy, a Ryanair planuje zwolnienie 500 pilotów. Z powodu opóźnień w dostawach 30 B737 MAX tej zimy i faktu, że tylko 10 tygodni dzieli nas od Brexitu bez umowy, co z kolei może spowodować dodatkowe utrudnienia w transporcie lotniczym". W dalszej części oświadczenia zarząd wzywa pilotów, aby wrócili do negocjacji, ale z „bardziej rozsądnymi propozycjami", które wezmą pod uwagę trudności Ryanaira, w tym spadające zyski i konieczność utrzymania niskich cen. Oraz to, że obecnie zarabiają więcej, iż piloci B737 w Norwegianie i u irlandzkiego przewoźnika Jet2.

Jak na razie związkowcy z Forsa są nieugięci i podtrzymują datę protestu wyznaczoną na 22 i 23 sierpnia. —Chcemy zarabiać tyle, by nasze płace miały odzwierciedlenie w zeszłorocznym zysku Ryanaira w wysokości miliarda euro. Nie akceptujemy tego, że zarząd zapowiada zakłócenia w rozkładzie, a nie chce z nami konstruktywnie i transparentnie rozmawiać — mówi Angela Kirk, sekretarz generalny Forsa w Irlandii.

Ryanair ma dzisiaj problemy na kilku frontach. Oprócz Brytyjczyków i Irlandczyków wyższych zarobków domagają się Portugalczycy i Hiszpanie, a można się spodziewać, że i w Austrii przy cięciach w Laudamotion też nie będzie łatwo. Kolejna wojna Ryanaira rozgrywa się na rynku niemieckich, gdzie o rynek walczy z niskokosztową linią z Grupy Lufthansy — Eurowings. To właśnie z tego powodu Ryanair godzi się na niższy zysk, bo liczy na zwycięstwo nad niemieckim przewoźnikiem, który miał rozkwitnąć po upadku Air Berlin, a tak się nie stało. Na ile irlandzki zarząd będzie w stanie rozegrać tę trudną sytuację i jakim ostatecznie kosztem na razie nie wiadomo. To, co wiadomo, to że negocjacje ze związkowcami będą bardzo trudne, bo Ryanair w kilku krajach nie spełni zobowiązań wynegocjowanych w czasie zeszłorocznych strajków.

Pasażerowie, którzy planowali w nadchodzącym tygodniu latać do/z portów irlandzkich i brytyjskich, powinni przed podróżą sprawdzić, czy ich lot nie został odwołany. Doświadczenie z ubiegłego roku pokazało, że przewoźnik może mieć kłopoty z komunikacją.