Kubicki podaje, że w maju i czerwcu punktualność rejsów LOT-u wyniosła odpowiednio 75 i 60 procent, o 10 punktów procentowych mniej, niż w tych samych miesiącach ubiegłego roku. Z kolei regularność rejsów (czyli odsetek odwołanych) wynosi w tej chwili 98,4 proc. wobec 99,3 procent rok temu, czyli jest o 0,9 pkt. procentowych mniejsza. - Na 9,5 tysiąca rejsów miesięcznie odwołaliśmy średnio 150. Bardzo nam przykro z tego powodu, co nie zmienia faktu, że nie odbiegamy tu od średniej dla innych przewoźników w Europie – zapewnia.
Czytaj też: "LOT świętuje, pasażerowie czekają"
Samoloty spóźniają się z różnych powodów: strajkują kontrolerzy lotów (najczęściej Francuzi np. w ostatnią sobotę i niedzielę), maszyny się psują, jest zła pogoda, tłok w powietrzu, albo są kłopoty z dostawcami paliwa, bądź z przepustowością lotniska, co akurat w Warszawie na Lotnisku Chopina często się zdarza. Wystarczy wtedy, że z opóźnieniem wystartuje pierwszy rejs, żeby potem sypała się cała siatka tego dnia.
LOT ma jeszcze dodatkowe problemy spowodowane koniecznością prowadzenia częstszych, niż dotychczas przeglądów silników Rolls Royce Trent 1000 w mniejszych dreamlinerach i boeingach 787-8. LOT ma 8 takich maszyn. Ten problem akurat zostanie w najbliższych dniach rozwiązany, bo dwie maszyny wyłączone z powodu przeglądów zostaną zastąpione przez najnowszego B787-9, który w ostatni czwartek przyleciał z Seattle i już jest eksploatowany, i drugi – B787-9, wynajęty od hiszpańskiego przewoźnika Neosa (czytaj też: "LOT "dumny z niepodległości" jutro w Warszawie").
Pasażerowie mają również pretensje, że LOT nie informuje ich z wyprzedzeniem o odwołaniu lub opóźnieniu rejsu. Przewoźnik informuje, że nie zawsze jest taka możliwość. - 70 procent biletów na nasze połączenia sprzedajemy przez agentów, nie mamy więc kontaktu z pasażerami, którzy nie kupili biletu bezpośrednio w Locie - tłumaczy Adrian Kubicki.