To pierwszy taki przypadek w siatce niemieckiego przewoźnika. Chociaż dojazd koleją, tam, gdzie to było uzasadnione (czyli dla linii nieopłacalne) pasażerowie jeżdżą już koleją.

Oczywiście na tych rejsach LH nie zarabiała, bo latali tam praktycznie jedynie pasażerowie przesiadkowi (97 proc.), a dodatkowo jeszcze znajdowała się pod naciskiem ekologów, aby obniżyć emisje CO2. Podobna sytuacja jest we Francji, gdzie do niektórych miast w kraju, dokąd można dojechać w dwie i pół godziny koleją połączeń lotniczych już nie ma. W dużej mierze także wycięło to z francuskiego rynku niskokosztową konkurencję Air France.

Na trasie Monachium – Norymberga samolot wznosił się i praktycznie w chwilę potem rozpoczynał zniżanie. Według Google Maps ta trasa licząca 167 kilometrów powinna zająć godzinę i 38 minut, jeśli przejedziemy między tymi dwoma lotniskami samochodem. Autobusem będzie dłużej. Według portalu airliners.de trzeba będzie na nią poświęcić dwie godziny i kwadrans.

A co w takim razie, jeśli komuś nie odpowiada podróż autobusem? Jeśli wybierze Lufthansę, Swissa i Austrian Airlines, zostanie mu jeszcze jedna opcja – może polecieć przez Frankfurt oddalony od Norymbergi o 190 km. Lufthansa utrzymuje na razie takie połączenia przez cały rok. Austriacy i Szwajcarzy polecą tam jedynie sezonowo.

Przy tym Lufthansa zastrzega się, że podstawienie autobusów wcale nie wynika z nacisków ekologów z Partii Zielonych, a prezes Grupy Lufthansy, Carsten Spohr jest przekonany, że nawet gdyby doszli oni do władzy, to całkiem inaczej spojrzeliby na sprawy gospodarcze. Szef Grupy LH nie obawia się również, że Niemcy pójdą przykładem Francuzów i zakażą rejsów krótkodystansowych. — Gdyby tak było w przypadku naszego kraju, to pozostałoby jedynie połączenie Stuttgart – Duesseldorf — mówi Carsten Spohr.