BA właśnie poinformowały o planach zwolnienia prawie 30 proc. z załogi liczącej 42 tys. SAS – 5 tysięcy, czyli 45 proc. Dla zespołu tego przewoźnika może to być wielka ulga, bo wcześniej zarząd zakładał, że może to być nawet 10 tysięcy, czyli linia praktycznie przestałaby istnieć. Prezes SAS Rickard Gustaffson uważa, że normalny rynek pojawi się dopiero „za kilka lat". Według pierwszych wyliczeń pracę ma stracić 1,9 tys. zatrudnionych w Szwecji, 1,3 tys. Norwegów i 1,7 Duńczyków.
Grupa Lufthansy już informowała o odstawieniu 100 samolotów i likwidacji 10 tys. etatów, a pozostali będą pracowali w niepełnym wymiarze godzin. Węgierski niskokosztowy Wizz Air jest gotowy wystartować, jak tylko zostaną zniesione restrykcje, ale też pozbył się co piątego pracownika pokładu.
Wiadomo także, że w Polsce ucierpi cała branża lotnicza, a pracę straci prawie 60 tysięcy osób. Jak na razie jednak tylko LOT informuje o planach zatrzymania wszystkich pracowników, ale w czasie postojowego, które może potrwać wiele miesięcy proponuje im obniżone pensje. Warunki oferowane przez zarząd są jednak nie do zaakceptowania przez pracowników i negocjacje mają trwać.
Alex Cruz, prezes British Airways w liście, jaki wystosował do pracowników we środę, 28 kwietnia nie ukrywa, że sytuacja na rynku nieustannie się pogarsza. Rzeczywiście o ile Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych (IATA) na początku kwietnia informowała o prognozowanych utraconych przychodach branży w wysokości 113 mld dolarów, to w tej chwili jest to już 314 mld. I kolejne linie informują o przedłużeniu uziemienia floty, bo i tak nikt nie będzie chciał teraz latać.