— W zeszłym roku mocno przyłożyliśmy się do zwiększenia liczby i długości opóźnień w Europie. W tym roku nie można oczekiwać jakiejkolwiek poprawy – przyznaje Klaus-Dieter Scheurle, prezes DFS, niemieckiego odpowiednika Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. Jako przyczynę podaje, że większa liczba lotów będzie prowadzona przez mniejszą liczbę kontrolerów. DFS jest największą agencją w Europie, kontroluje 30 procent rejsów startujących z Niemiec, bądź też korzystających z niemieckiej przestrzeni powietrznej.
W 2018 roku musiała obsłużyć o 270 tys. połączeń więcej, niż wynikało to z prognozy ruchu lotniczego przygotowanej 5 lat temu. Ostatecznie doprowadziło to do 1,23 minuty średniego opóźnienia zawinionego przez niemieckiego kontrolera. Ale było ono i tak mniejsze od średniego europejskiego sięgającego 2 minut. W prognozie to opóźnienie było przewidywane na 0,24 minuty. Co ciekawe, opóźnienie nad Polską i lotów z i do Polski spowodowane kłopotami w nawigacji wyniosło zaledwie 0,25 minuty.
Na rok 2019 według prognoz ruch nad Niemcami ma wzrosnąć o 3-4 procent. Widać jednak, że będzie on jeszcze większy, bo już w lutym, który jest miesiącem z sezonowego zimowego „dołka" niemieccy kontrolerzy musieli przeprowadzić 246 lotów dziennie ponad przewidywaną normę. Dlatego DFS rozpoczął szkolenie nowych kontrolerów. W tym roku zmierza przyjąć 122 nowych, a w 2020 kolejnych 146.
Polska Agencja Żeglugi Powietrznej zadeklarowała w tym roku, że pomoże Niemcom przejmując 180-200 rejsów. Czy to nie zwiększy skali opóźnień w Polsce?
— Jesteśmy na to przygotowani, bo w ciągu ostatnich lat wypracowaliśmy procedury i przy minimalnym wzroście liczby opóźnień będziemy w stanie obsłużyć znacznie większy ruch — mówi p.o. prezes PAŻP Janusz Janiszewski.