Ishiguro, rocznik 1954, Brytyjczyk z japońskimi korzeniami, noblista z 2017 r., na świecie i w Polsce zabłysnął dzięki znakomitej powieści „Okruchy dnia” (1989), której popularność przyniosła ekranizacja z Emmą Thompson i Anthony Hopkinsem. Była i druga głośna ekranizacja powieści „Nie opuszczaj mnie” (2005) z Keirą Knightley. Abstrahując od filmów, Ishiguro to wybitny prozaik, który potrafi konstruować narrację bliższą powieści XX-wiecznej, a nawet XIX-wiecznej, ale nie boi się zmierzyć się z wyzwaniami naszego stulecia.
Tak też jest w „Klarze i Słońcu”, pierwszej premierze Ishiguro po Noblu. Kazuo Ishiguro sporo zaryzykował czyniąc narratorką Sztuczną Przyjaciółkę (SP). Tytułowa Klara jest robotem wyposażonym w sztuczną inteligencję, jednocześnie „produktem” nie najnowszej generacji, co ma znaczenie. Ishiguro wkroczył bowiem swoją prozą w artystyczny wymiar jednej z poważniejszych globalnych dyskusji: o roli i granicach sztucznej inteligencji we współczesności. Miał trochę pecha, naczelnym tematem na świecie stała się pandemia. Jestem jednak przekonany, że temat wróci, więc tym lepiej dla „Klary i Słońca”.
Klara została kupiona przez rodzinę nastolatki Josie, ma jej „służyć” i to jest jedno ze słów-kluczy tej powieści. Ale w świecie wykreowanym przez Ishiguro dostajemy sugestię, że ciężko już stwierdzić, kto jest robotem, a kto człowiekiem.
Świat w „Klarze i Słońcu” to oczywiście świat przyszłości, czytelnicy nie mają też szans, połapać się gdzie są (USA, Wielka Brytania?). Przyszłość ta jednak wydaje się bardzo bliska, jest tuż za rogiem, możliwa do spełnienia za kilka- kilkanaście lat, co nawiasem mówiąc różni Ishiguro od chociażby od większości poszukiwań Stanisława Lema.