Krzysztof Rawa z Londynu
Semenya zgłosiła się w Londynie do walki na 1500 i 800 m, co w przypadku dotarcia do finałów oznacza sześć trudnych biegów w dziesięć dni. Wykonała połowę tej pracy i zdobyła brąz na dłuższym z dystansów. W czwartek zacznie rywalizację, m.in. z Joanną Jóźwik i Angeliką Cichocką na 800 m.
Gdy pojawiła się na konferencji prasowej, bezzwłocznie usłyszała pytania o sprawę określenia jej płci, o postawę wobec działaczy IAAF, którzy w Trybunale Arbitrażowym ds. Sportu (CAS) w Lozannie wciąż walczą o postawienie wyraźnych prawnych i medycznych barier przeciw startom takich osób jak Semenya – z wyraźnym hiperandrogenizmem, czyli osłabieniem cech kobiecych przy jednoczesnym pojawieniu się objawów maskulinizacji.
Naukowe dowody
– To nie moja sprawa, to sprawa IAAF. Tę śpiewkę słyszę od 2009 roku, więc tylko się nią denerwuję albo nudzę. Moją sprawą jest ciężki trening i jego rezultaty podczas rywalizacji. Resztą nie jestem zainteresowana – odpowiedziała biegaczka z RPA.
IAAF wciąż ma problem z Semenyą (to także przypadek kilku innych lekkoatletek – m.in. biegaczek na 800 m Francine Niyonsaby z Burundi i Margaret Wambui z Kenii). Dwa lata temu działacze przygotowali dla CAS ewidencję medyczną i inne informacje, które wskazywały, że hyperandrogenizm w wielu konkurencjach lekkoatletycznych daje przewagę kobietom z podwyższonym poziomem hormonów męskich.