MA: Trochę tak jest. Ja się na tym ostatnio złapałem, że siedzę tam i odpoczywam. Nie biorę telefonu, nikt mi tam nie wejdzie, po prostu sobie siedzę. Tylko ja mam w toalecie szklane drzwi i czasami jest tak, że mam scenę jak z horroru kiedy o szybę uderzają małe dziecięce rączki.
Rz: A jak z harmonogramem życia? Ile będzie trwać nowa Wielka Trasa?
MA: Trasa w tym roku będzie trwała wyjątkowo półtora miesiąca. Na szczęście to nie wyjazdy ciągiem, więc da się to zaplanować. Poza tym moja - jak ten wywiad się ukaże to już żona - zaczęła się ze mną spotykać jak już jeździłem, więc wszystko się wyrównuje. Nie ma mnie czasami cztery dni, ale przecież potem tydzień jestem to ją odciążam. Odkąd mam dziecko to z takim podziwem patrzę na ludzi, którzy mają normalną pracę. Idą na rano, muszą wstać wcześnie, dziecko się budzi, wracają po wielu godzinach zmęczeni i żona mówi: ja się z nim bawiłam dziesięć godzin to teraz Twoja kolej. Masakra.
Rz: Harmonogram sobie bardzo dobrze wyrównujecie, ale kiedy piszesz program? Dziecko Ci w tym przeszkadza?
MA: Dla mnie najlepszym motywatorem do napisania materiału jest zbliżający się termin występu. Jak już deadline mnie dociska to wtedy wychodzę z domu i piszę, testuję, bo w domu nie potrafię pracować. Jak jestem w domu to zapisuję dużo pomysłów, ale potem je dopiero rozwijam gdzieś w odosobnieniu. Młody nie przeszkadza, ale tryb pracy trochę się musiał zmienić. Wiadomo, że trudno jest to zrozumieć jak nie ma się dziecka. Dlatego tęsknię za czymś takim jak postrzyżyny - do 7 roku życia mały jest pod opieką matki, potem się tnie włosy, żeby chłopak nie wyglądał jak dziewczyna i taki siedmiolatek to coś innego już. Kiedyś dziesięciolatek to był wysyłany do lasu i jak przeżył to dobrze, a jak nie to też nie było tragedii. Może to powinno wrócić? Bo jak obserwuje dzisiejszą młodzież to w lesie nawet chore wilki by je zjadły.
Rz: Kiedyś faktycznie było tak, że ludzie się chyba mniej tymi narodzinami przejmowali? Dzisiaj rodzice trochę wariują jak mają dziecko.