A oto dowód, że niemożliwe stało się możliwe. „Surogacja (macierzyństwo zastępcze) jest sprzeczna z prawami dzieci oraz prawami kobiet i przyczynia się do rozwoju społeczeństwa opartego na wykorzystywaniu i przemocy wobec osób, tworząc różne klasy ludzi, promując nierówny porządek świata oparty na dyskryminacji niektórych istot ludzkich" – napisały feministki z Międzynarodowej Koalicji na rzecz Zakazu Macierzyństwa Zastępczego. Ale to nie wszystko. One nie tylko napisały taki tekst, ale również domagają się zakazu macierzyństwa zastępczego i prosiły wszystkich kandydatów do Parlamentu Europejskiego, by do ich pomysłu się przyłączyli, a także by wypowiedzieli własną opinię na temat surogacji.

Problem ten, warto o tym przypomnieć, dzieli obecnie kraje europejskie. W Wielkiej Brytanii, Irlandii, Danii, Belgii i Holandii legalna jest surogacja altruistyczna, a zakaz obejmuje płatne macierzyństwo zastępcze, we Włoszech zaś, w Hiszpanii, we Francji czy w Niemczech nielegalna jest każda forma macierzyństwa zastępczego. W pozostałych krajach, w tym również w Polsce, nie ma jasnych rozstrzygnięć w tej sprawie, co oznacza, że nie do końca legalnie, ale surogatki istnieją. Sprawę komplikuje jeszcze to, że rozmaite są także rozstrzygnięcia dotyczące tego, kto jest prawną matką dziecka urodzonego przez surogatkę. W części z krajów jest nią surogatka, a w części kobieta, która dziecko „zamówiła". Prawne problemy to jednak nic wobec tego, że w istocie nie wiadomo, kto jest w ogóle, a nie tylko prawnie, matką tego dziecka. Istnieje bowiem możliwość, że dziecko pochodzące z takiej sytuacji może mieć trzy matki: genetyczną (czyli tą, która dała komórki jajowe konieczne do jego poczęcia), biologiczną (która urodziła) i prawną (czyli tę, która je zamówiła). Trudno nie uznać, że taka sytuacja godzi w absolutnie podstawowe prawo dziecka do jasności w kwestii własnego pochodzenia, biologicznej i społecznej tożsamości, prawa do posiadania matki i ojca.

Trudno też nie zauważyć, że komercjalizuje to jedną z wartości kluczowych dla kobiecości, jaką jest macierzyństwo, i to na poziomie najbardziej fundamentalnym. Można powiedzieć, że jak prostytucja jest komercjalizacją ludzkiej seksualności, tak surogacja pozostaje komercjalizacją ludzkiej płodności i jest w pewnym sensie rodzajem szczególnie okrutnej wobec biedniejszych kobiet prostytucji. Wykorzystanie nie tyle kobiecej macicy, ile całego jej ciała i całej jej psychiki jest niezwykle niszczące, i to nawet w sytuacji, gdy sama kobieta się na to zgadza. Gdy zaś dzieje się tak z biedy czy dlatego, że hinduska kobieta chce zarobić na swoje pozostałe dzieci, to taka procedura staje się nie tylko wyjątkowo perfidnym rodzajem wykorzystania, ale także pewną formą kolonializmu, w której bogatsze, białe kobiety wykorzystują biedniejsze i kolorowe.

W tej kwestii powinni się ze sobą zgodzić zarówno konserwatyści, jak i lewicowcy, zarówno feministki, jak i katoliczki, bo sprawa jest bezdyskusyjna. Jeśli coś zaskakuje, to co najwyżej fakt, że nadal tak wielu etyków, bioetyków czy polityków tej oczywistości nie dostrzega, że uznają oni za ważniejsze rzekome prawo par homoseksualnych (a one bardzo często korzystają z takich usług) czy niepłodnych par do posiadania dzieci niż fundamentalne prawo dzieci i kobiet do godności, samostanowienia i posiadania własnych korzeni. Dobrze jednak, że pojawiają się pola porozumienia, i to w mało spodziewanych kwestiach.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95