Podwójnie zmutowany koronawirus B.1.617 grasuje w Indiach

Kilka miesięcy po ogłoszeniu zwycięstwa nad zarazą sytuacja jest tak poważna, że w stolicy obowiązuje całodobowa godzina policyjna.

Aktualizacja: 23.04.2021 06:05 Publikacja: 22.04.2021 18:09

22 kwietnia. Ulica w Siliguri, mieście w stanie Bengal Zachodni na północnym wschodzie kraju

22 kwietnia. Ulica w Siliguri, mieście w stanie Bengal Zachodni na północnym wschodzie kraju

Foto: AFP

Prawie 315 tys. nowych zakażeń w ciągu doby do czwartku oznacza, że liczba zachorowań rośnie lawinowo. Co najmniej od dwu tygodni pada rekord za rekordem. W środę zmarło ponad 2 tys. obywateli. Wydaje się to dużo. Biorąc jednak pod uwagę, że Polska jest ludnościowo 36 razy mniejsza od Indii, to rekordowa liczba zgonów w tym kraju po przeliczeniu na warunki polskie oznaczałaby śmierć ok. 60 osób. Ale na indyjskie statystyki trzeba patrzeć z ostrożnością. Jak oblicza  „Financial Times” liczba kremacji ofiar wirusa jest prawdopodobnie dziesięć razy wyższa niż oficjalna liczba zgonów. 

Jednak obecny poziom zakażeń oznacza w Indiach praktycznie załamanie się służby zdrowia. Przynajmniej publicznej. Nie ma miejsca w szpitalach, brakuje lekarstw, w wielu miejscach nie ma tlenu z tragicznym skutkiem dla pacjentów. Przed szpitalami rozgrywają się dramatyczne sceny, gdyż odmawiają one przyjęcia chorych. Takie obrazy nie tak dawno oglądaliśmy w niektórych częściach Europy.

Zagrożenie z Bengalu

Przy tym pojawił się nowy wariant podwójnie zmutowanego wirusa B.1.617. Nie ma jeszcze wiarygodnych badań stwierdzających, że jest groźniejszy od innych znanych wariantów. Wiadomo jednak, że po zakażeniu dochodzi do znacznej neutralizacji przeciwciał w organizmie, co spowalnia działanie szczepionek. Indyjscy wirusolodzy mają jednak nadzieję, że szczepionka covaxin firmy Bharat Biotech powinna być skuteczna przeciwko tej odmianie. Badania trwają.

Już teraz 60–80 proc. nowych zakażeń w stanie Maharasztra to dzieło tego właśnie wariantu. Zwłaszcza w liczącym kilkanaście milionów mieszkańców Bombaju. Podobnie w sąsiednim stanie stanie Gudźarat. Z kolei w Pendżabie i północnych Indiach przeważa jeszcze „stary" wirus SARS-CoV-2 w wariancie brytyjskim B.1.1.7.

Tymczasem „Times of India" poinformował, że w Bengalu wykryty został kolejny wariant B.1.618 charakteryzujący się trzema mutacjami. Jak twierdzi dr Sreedhar Chinnaswamy z National Institute of Biomedical Genomics (NIBG), do zakażenia tym wirusem dochodzi bez przeszkód u osób, które przeszły zakażenie innym wariantem.

Wszystko to wywołuje stan alertu w całym kraju. Wiele stanów przygotowuje się na najgorsze, podejmując drastyczne środki zaradcze. W 20-milionowym Delhi ogłoszono w poniedziałek całodobową godzinę policyjną. Poruszać się można wyłącznie po niezbędne zakupu w lokalnych sklepikach lub ze specjalnymi przepustkami wystawianymi przez władze municypalne. Galerie handlowe, szkoły i placówki usługowe zamknięto.

– Sytuacja jest bardzo poważna. Nie można zrobić testów ani liczyć na szybką pomoc – mówi „Rzeczpospolitej" Anand K. Sahay, znajomy dziennikarz z Delhi. Sam zmaga się od kilku dni z gorączką i ma jedynie nadzieję, że wkrótce wyzdrowieje. W takiej sytuacji są tysiące osób. Jak mówi, nikt nie wie, co dzieje się w wielkim środowisku migrujących pracowników. Rząd chce, aby pozostali na miejscu, a nie udali się spontanicznie do swych wiosek, jak to miało miejsce rok temu. Ludzie ci pozbawieni pracy nie zamierzają podporządkować się zakazom, co grozi przeniesieniem epidemii do społeczności wiejskich.

Dzieje się to w kraju, którego premier Narendra Modi ogłosił publicznie pod koniec ubiegłego roku, że osiągnięta została „Aatmanirbharta" (samowystarczalność), co oznacza, że kryzys został przezwyciężony. Było to nawiązanie do pakietu działań antycovidowych z wiosny ubiegłego roku o takiej właśnie nazwie.

Krajobraz po zwycięstwie

Jego przestrzeganie pozostawiało wiele do życzenia. Jak na przykład obowiązek noszenia maseczek czy zachowanie dystansu. Widać to było zresztą niedawno w Waranasi, gdzie na słynnych ghatach (schodach) nad Gangesem widoczny był tłum pielgrzymów dokonujących rytualnych ablucji. Lokalne władze wydały niedawno zakaz pielgrzymowania do tego miejsca.

– Ogłaszanie, że wirus został już pokonany, było mitem niemającym nic wspólnego z rzeczywistością – mówi „Rzeczpospolitej" Charu Hogg, znawczyni Indii z londyńskiego think tanku Chatham House. Przypomina, że nie wprowadzono w kraju przejrzystego systemu lockdownu. Przyznaje jednak, że ze względu na gęstość zaludnienia skuteczność takich działań jest wątpliwa. Chyba że uda się za pomocą ścisłej kontroli policji i innych sił wymusić określone zachowania. To się obecnie dzieje. Nie wyklucza, że konsekwencją pogarszającej się sytuacji gospodarczej obecnie będzie wybuch niezadowolenia społecznego.

W programie szczepień zaaplikowano do tej pory 130 mln dawek. Oznacza to, że co najmniej jedną dawkę otrzymało ok. 8 proc. ludności. Rząd zamierza otworzyć od maja program szczepień dla wszystkich chętnych. Ale Serum Institute of India, producent szczepionek na licencji AstraZeneca o nazwie Covishield, zapowiedział właśnie, że zamiast miesięcznych dostaw od maja 100 mln dostarczać będzie miesięcznie ok 60–70 mln.

Prawie 315 tys. nowych zakażeń w ciągu doby do czwartku oznacza, że liczba zachorowań rośnie lawinowo. Co najmniej od dwu tygodni pada rekord za rekordem. W środę zmarło ponad 2 tys. obywateli. Wydaje się to dużo. Biorąc jednak pod uwagę, że Polska jest ludnościowo 36 razy mniejsza od Indii, to rekordowa liczba zgonów w tym kraju po przeliczeniu na warunki polskie oznaczałaby śmierć ok. 60 osób. Ale na indyjskie statystyki trzeba patrzeć z ostrożnością. Jak oblicza  „Financial Times” liczba kremacji ofiar wirusa jest prawdopodobnie dziesięć razy wyższa niż oficjalna liczba zgonów. 

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 764
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 763
Świat
Pobór do wojska wraca do Europy. Ochotników jest zbyt mało, by zatrzymać Rosję
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 762
Świat
Ekstradycja Juliana Assange'a do USA. Decyzja się opóźnia