Spała to nie więzienie. Treningi polskich sportowców

W Centralnym Ośrodku Sportu w Spale środki ostrożności są na każdym kroku, ale na razie, nikt nie czuje się tam jak w więzieniu.

Aktualizacja: 14.05.2020 16:13 Publikacja: 14.05.2020 16:07

Spała to nie więzienie. Treningi polskich sportowców

Foto: fot. COS/ mat.pras.

Sport w Polsce powoli się odmraża. Jako pierwszy ruszył Centralny Ośrodek Sportu w Spale, gdzie pojawili się, m.in. lekkoatleci, pływacy czy badmintoniści. Część sportowców odstraszył zapowiadany reżim, bo jak tu wytrzymać kilka tygodni, żyjąc w rytmie: pokój, trening, stołówka, pokój. Do tego być może  doszły obawy o zakażenie się. Na razie, na kilkudziesięciu hektarach ogrodzonego terenu przebywa kilkudziesięciu reprezentantów Polski. - Nie nazwałbym tego więzieniem, bo raczej wszyscy jesteśmy świadomi zagrożenia i koniecznych środków ostrożności. Daliśmy się tu zamknąć z własnej woli i przecież każdy może stąd uciec. Nikt z nas nie chce przywieźć rodzinie żadnej choroby. Łatwo jest zachować dystans, bo Spała to bardzo duży ośrodek, a jest nas tutaj ledwie 50 osób, gdy w normalnych czasach przebywa nawet 400 - mówi „Rzeczpospolitej” tyczkarz Piotr Lisek.

Wiele osób mogło zrezygnować z przyjazdu z obawy przed zakażeniem, ale ci, którzy wjechali do Spały opowiadają, że badania były robione bardzo szczegółowo. Nikt, spoza wytypowanych grup nie mógł wejść na teren ośrodka. Jeśli kogoś przywieźli do Spały rodzice, to pod bramą musieli się pożegnać. - Od bramy szło się na piechotę. Pobyt zaczynał się od badania ogólnego stanu zdrowia i wywiadu z doktorem. Potem byliśmy kierowani na pobranie wymazu i dostawaliśmy szczelnie zafoliowane kluczyki od pokoju. Czekaliśmy na wyniki badania, dostawaliśmy posiłki pod drzwi. W sobotę o 13 doktor zadzwonił do mnie, że grupa pływaków jest zdrowa i mogliśmy zacząć treningi - mówi „Rzeczpospolitej” trener reprezentacji Robert Brus.

Sportowcy chodzą po ośrodku w maskach, ale się nie widują zbyt często, tym bardziej, że każda grupa ma treningi o innej godzinie. Nie jest to nawet odgórnie narzucona zasada, po prostu tak wynika ze specyfiki dyscyplin, bo np. pływacy wstają bardzo wcześnie, tyczkarze nie mają takiego reżimu. Jednocześnie w hali może przebywać 20 osób, ale nawet ten limit ciężko jest wypełnić, bo pływacy dużo czasu spędzają (wreszcie) na basenie. Zostali tak zakwaterowani, żeby nie musieli krążyć po COS-ie w drodze na trening. Mieszkają w domu „Junior”, więc schodzą tylko dwa piętra, już przebrani, przed wejściem do wody dezynfekują ręce i zaraz zaczynają zajęcia.

- Jesteśmy podzieleni na trzy grupy i jednocześnie na pływalni jest nie więcej niż siedem osób. Każdy zawodnik ma tor do dyspozycji. W czasie treningu łatwo o zachowanie dystansu, bo trener stoi wyżej. Jesteśmy monitorowani cały czas, fizjoterapeuta codziennie przeprowadza wywiad i sprawdza temperaturę - mówi „Rzeczpospolitej” trener Brus.

fot. COS/ mat.pras.

W hali lekkoatletycznej też jest dyscyplina, łatwo zachować bezpieczną odległość. - Ćwiczymy na tej samej hali, co lekkoatleci, ale jeśli nawet pojawiamy się o jednej godzinie, to jesteśmy od siebie daleko, jakieś 10-15 metrów, więc nie ma żadnych obaw – mówi „Rzeczpospolitej” Łukasz Moreń, trener reprezentacji badmintona.

Organizację pracy chwali Piotr Lisek. - Dezynfekujemy często dłonie i sprzęt, a obsługa jest dobrze przeszkolona. Na ziemi są wytyczone linie, są też specjalne miejsca, gdzie się odkłada sprzęt. Pracownik go natychmiast odkaża i dopiero potem odkłada na półkę. Wiele osób zrezygnowało z przyjazdu może dlatego, że się bali? Czasami w polskich realiach dbanie o szczegóły wygląda różnie, ale teraz naprawdę jest bardzo dobrze - mówi tyczkarz.

Wszyscy są przebadani, ale dla większego bezpieczeństwa, są też ograniczenia w sposobie trenowania. Lepiej dmuchać na zimne i być od siebie trochę dalej. Utrudnia to pracę badmintonistom, ale nie narzekają. - Wchodzimy od razu na sektory, gdzie są rozłożone korty. Trenujemy po dwóch stronach siatki, nawet debliści ćwiczą pojedynczo i tak będzie na pewno przynajmniej przez pierwszy tydzień naszego pobytu tutaj. Zawodnicy nie wymieniają się sprzętem, co jakiś czas przemywają ręce. Przede wszystkim odbijają lotki, a to trenerzy je zbierają. Serwowanie? Nie dajmy się zwariować. Najważniejsze zasady bezpieczeństwa to małe grupy i testy na początku pobytu w Spale – mówi „Rzeczpospolitej” trener Moreń.

Ciekawie wyglądają posiłki, grupy nie mogą się mieszać, nie jedzą razem, wchodzą do pomieszczenia co 15 minut. Nie można się też zasiedzieć, trzeba zjeść w ciągu 30 minut, bo w kolejce czekają następni. - Jeśli ktoś weźmie jedzenie, to nie może zawrócić, żeby dobrać sobie kromeczkę. Jest tylko jeden kierunek poruszania się, do wyjścia przez salę konferencyjną. Na stołówkę wchodzimy w maseczkach i rękawiczkach, ale do jedzenia je oczywiście zdejmujemy. Prawie każdy siedzi sam, jednak wiadomo, że jeśli na treningu jesteśmy razem, to nie da się kontaktu ominąć i w czasie jedzenia ludzie rozmawiają między sobą, ale i tak jest bezpiecznie. Stoły są dość duże, na osiem osób, a siada przy nich dwójka - opisuje trener Brus. Piotr Lisek dodaje: - Nawet, jeśli nikogo z innej grupy nie ma, to nie wracamy. Musimy się przyzwyczajać, że nakładamy sobie tyle, ile potrzebujemy. Mamy też sobie nawzajem zwracać uwagę - mówi Lisek.

A jak wygląda czas wolny? Nie można przyjść do kogoś do pokoju, ale można spacerować. Teren jest duży, trener kadry pływaków precyzuje, że jedno okrążenie wokół ośrodka to 1800 metrów.  Wieczorami można poczytać książki. Piotr Lisek przywiózł i książkę papierową, i na czytniku, ale jeśli ktoś chciałby dostać kolejny egzemplarz to też może. Przesyłki docierają, muszą tylko przeleżeć na recepcji 24 godziny.

Każdy sportowiec, który już przyjechał do Spały, trochę tam pobędzie. Z możliwości trenowania na pewno chcą korzystać pływacy (druga grupa jest w Wałczu), bo baseny w Polsce są ciągle zamknięte. Są przymiarki, żeby otworzyć ośrodek Zatoka Sportu w Łodzi z pływalnią 50-metrową, który przydałby się również skoczkom do wody, ale to na razie nie jest nic pewnego. Do końca maja wiele się może jeszcze wydarzyć.

Sport w Polsce powoli się odmraża. Jako pierwszy ruszył Centralny Ośrodek Sportu w Spale, gdzie pojawili się, m.in. lekkoatleci, pływacy czy badmintoniści. Część sportowców odstraszył zapowiadany reżim, bo jak tu wytrzymać kilka tygodni, żyjąc w rytmie: pokój, trening, stołówka, pokój. Do tego być może  doszły obawy o zakażenie się. Na razie, na kilkudziesięciu hektarach ogrodzonego terenu przebywa kilkudziesięciu reprezentantów Polski. - Nie nazwałbym tego więzieniem, bo raczej wszyscy jesteśmy świadomi zagrożenia i koniecznych środków ostrożności. Daliśmy się tu zamknąć z własnej woli i przecież każdy może stąd uciec. Nikt z nas nie chce przywieźć rodzinie żadnej choroby. Łatwo jest zachować dystans, bo Spała to bardzo duży ośrodek, a jest nas tutaj ledwie 50 osób, gdy w normalnych czasach przebywa nawet 400 - mówi „Rzeczpospolitej” tyczkarz Piotr Lisek.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 793
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Akcja ratunkowa na wybrzeżu Australii. 160 grindwali wyrzuconych na brzeg
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790