I nie dlatego, że jest wygodny dla partii niechętnych rządowi i kłopotliwy dla PiS, ani dlatego, że polityka to gra, w której wykorzystuje się każdą możliwą pałkę na przeciwnika.
Trudność sytuacji partii rządzącej polega na tym, że w jej elektoracie jest najmniej zwolenników obecności naszego kraju w Unii Europejskiej. Jak wynika z badania IBRiS, za wyjściem z UE głosowałoby w hipotetycznym referendum jedynie 8 proc. ankietowanych, a za pozostaniem we Wspólnocie niemal 84 proc. Prześledźmy jednak tę kwestię w podziale na sympatie partyjne. Tylko w elektoracie PiS i Kukiz'15 możemy znaleźć zauważalną grupę zwolenników polexitu (13 proc. wśród wyborców PiS i 22 proc. w przypadku Kukiz'15). W elektoratach pozostałych partii zwolenników wyjścia z Unii praktycznie nie ma.
Problemem PiS jest również to, że aż co dziesiąty jego wyborca nie potrafi dziś odpowiedzieć, jak głosowałby w referendum. W efekcie zwolennikami pozostania Polski w UE jest jedynie trzy czwarte sympatyków partii rządzącej.
W dodatku jeśli popatrzymy na wyniki sondażu przez pryzmat deklarowanych poglądów, najliczniejsza grupa opowiadająca się za polexitem jest wśród osób o poglądach zdecydowanie prawicowych – to niemal 20 proc. Za pozostaniem w UE jest wśród nich 72 proc. – najniższy odsetek ze wszystkich grup sympatii politycznych.
I to pokazuje skalę problemu, jaki ma dziś partia rządząca. Liderzy pozostałych ugrupowań (z wyjątkiem Kukiz'15) mają sytuację prostą: mogą grać jednoznacznie proeuropejsko. Prezes Kaczyński musi natomiast brać pod uwagę tę ćwiartkę swojego elektoratu, która wcale do Unii nie jest przekonana. I to zapewne do niej kierowane są wypowiedzi o unijnej fladze jako szmacie, opowieści o „wyimaginowanej wspólnocie" czy też o złej Unii, która zabroniła nam używania nieenergooszczędnych żarówek. Niestety, takimi wypowiedziami PiS wychowuje nowe grupy niechętne UE, a i tak antyunijnej licytacji nie wygra np. z narodowcami (z którymi wspólnie maszerował 11 listopada), którzy otwarcie domagają się polexitu. Choć jeśli pooglądamy TVP, będziemy świadkami nieustannej krytyki Unii, a także zapraszania gości, którzy w nieproporcjonalnej liczbie do tego, jak rozkłada się to w społeczeństwie, deklarują się jako przeciwnicy UE.