Mówiono, że nie zdoła zmusić Unii do otwarcia na nowo negocjacji i rezygnacji z backstopu gwarantującego brak kontroli na granicy z Irlandią. A jednak tego dokonał. Zapewniano, że nie uda mu się ponownie zjednoczyć Partii Konserwatywnej podzielonej w sprawie integracji – a jednak wszyscy torysi poparli jego plan rozwodowy. Zapewniano, że nie uzyska w Izbie Gmin większości za planem rozwodu z Unią – a jednak we wtorek to osiągnął.

Choć Boris Johnson jest szefem rządu od ledwie trzech miesięcy, sprawił, że klamka zapadła: Zjednoczone Królestwo wyjdzie z Unii. To oznacza, że jest u progu wejścia do ligi wielkich brytyjskich premierów, do której należą Margaret Thatcher czy Tony Blair.

Przed premierem jest jednak jeszcze jedna mission impossible. Parlament odrzucił niezwykle ambitny kalendarz procedowania umowy rozwodowej, który miał zapewnić, że kraj wyjdzie z Unii 31 października. W czasie debaty przed głosowaniem Johnson groził, że w takim wypadku wycofa z agendy ustawę rozwodową i natychmiast rozpisze przedterminowe wybory. Jednak po głosowaniu już tego nie powtórzył. Zapowiedział w zamian, że podejmie konsultacje z przywódcami UE w sprawie scenariusza na najbliższe tygodnie.

Aby utrzymać się na fali, która zapewni reelekcję, premier musi uzyskać w Brukseli w miarę krótki termin zwłoki w brexicie i w tym czasie doprowadzić do ostatecznej ratyfikacji umowy rozwodowej przez Izbę Gmin. Ma tu jednak poparcie większości krajów Unii, łącznie z Francją. Na kontynencie wszyscy są tak zmęczeni brexitową sagą, że są już nawet gotowi wyjść naprzeciw politykowi, który w 2016 r. w największym stopniu przyczynił się do zwycięstwa w referendum zwolenników wyjścia z Unii. Wówczas trudno sobie wyobrazić, aby po uporządkowanym wyprowadzeniu kraju ze Wspólnoty coś uniemożliwiło mu wygranie wyborów parlamentarnych i samodzielne rządy Partii Konserwatywnej.

Wtedy jednak przed premierem stanie być może najtrudniejsze zadanie: zabliźnienie ran, które zadała Wielkiej Brytanii brexitowa burza i uczynienie z rozwodu nowego, udanego otwarcia w życiu Królestwa. Ale może i tu Boris Johnson stanie na wysokości zadania?