Rzecz idzie o wstrząsającą informację o zgwałceniu Polki i pobiciu jej męża we Włoszech. Sprawcami są prawdopodobnie migranci z Afryki Północnej. „Za #rimini dla tych bydlaków powinna być kara śmierci. Choć dla tego konkretnego przypadku przywróciłbym również tortury" – napisał Patryk Jaki, a potem dopytywany przez dziennikarzy rozpoczął wyjaśnienia. Etyczną podstawą działań wiceministra ma być odwrót od czasu – jak mówił w wywiadzie dla Wirtualnej Polski – „w którym liberalna polityka karna była bezdyskusyjną wykładnią prawa". – Ona poniosła fiasko i to jest moment, aby zastanowić się nad odpowiednimi odpowiedziami na tego typu zbrodnie – mówił minister. – Również po to, aby kary miały charakter prewencyjny i proporcjonalny do popełnionego przestępstwa – stwierdził.

Proporcjonalny? Faktycznie, było parę takich kodeksów. Warto zacytować dwa paragrafy. Najpierw 196: „Jeśli obywatel oko obywatelowi wybił, oko wybiją mu". A także 197: „Jeżeli kość obywatel złamał, kość złamią mu". Te zasady sprawiedliwości wypracowano w XVIII wieku przed naszą erą, za panowania króla Hammurabiego, szóstego przedstawiciela I dynastii z Babilonu. Te i inne przewidziane tam kary były niewątpliwie proporcjonalne. Nie tylko wobec popełnionego czynu, ale także wobec pozycji społecznej sprawcy i ofiary. Inaczej sądzono niewolnika, inaczej jego pana, a jeszcze inaczej – kobietę.

Na tym przemyśleń Patryka Jakiego nie koniec. – Rimini nigdy by się nie wydarzyło, gdyby nie polityka imigracyjna prowadzona przez elity europejskie – stwierdził. I co prawda minister zastosowałby karę ostateczną także wobec Polaków, którzy dopuścili się w Łodzi gwałtu na 26-latce, która zmarła w wyniku obrażeń, ale twierdzi, że „nie jesteśmy w stanie sprawić, aby w Europie i Polsce nie były popełnianie morderstwa", możemy natomiast sprawić, żeby nie przyjeżdżali bandyci z Afryki Płn., po prostu nie wpuszczając wszystkich uchodźców. To wygodna strategia, zwłaszcza dla zwierzchnika prokuratury, która jest odpowiedzialna za wypuszczenie jednego ze sprawców łódzkiego gwałtu.

Pan wiceminister jest więc zwolennikiem kary śmierci, ale nie planuje zmiany prawodawstwa ze względu na „reguły panujące w Unii", jest zwolennikiem tortur, ale nie chce ich wprowadzania, choć szczerze wierzy, że czasem „śmierć to za mało". Mruga więc okiem do najbardziej prymitywnych wyznawców „proporcjonalnej sprawiedliwości", nie ponosząc jednocześnie za to żadnej politycznej odpowiedzialności, bo przecież „nie chce zmieniać prawa". Gdyby był Hammurabim, sprawa wyglądałaby inaczej...