Marszałek Józef Piłsudski mawiał, że „naród, który nie szanuje swej przeszłości, nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości". Współczesnej Polsce nie da się zarzucić, że owej przeszłości nie szanuje. Przeciwnie – przeszłość bywa sprawą fundamentalną do tego stopnia, że można odnieść wrażenie, iż wojnę z bolszewikami toczyliśmy przed chwilą.

Szanując przeszłość, nie można jednak zapominać o spojrzeniu w przyszłość. Tymczasem przyszłość polskiego wojska jawi się mgliście i niewyraźnie. Oczywiście zarówno prezydent, jak i premier mówią o potrzebie budowy silnej armii, inwestycjach, dbaniu o żołnierzy, ale niejasne jest, co to oznacza w praktyce. Trudno nie odnieść wrażenia, że w modernizacji polskiej armii odbijamy się od ściany do ściany, a perspektywę przemian wyznaczają wyniki kolejnych wyborów.

Rząd PO chciał kupić caracale – PiS uznał, że nie są to dobre śmigłowce, i w efekcie do dziś o sile naszej kawalerii powietrznej stanowią poradzieckie Mi-24. Rząd PO tworzył Narodowe Siły Rezerwowe – rząd PiS stwierdził, że Polsce bardziej potrzebne są Wojska Obrony Terytorialnej (które notabene wcześniej w Polsce likwidowano). Rząd PO zreformował strukturę dowodzenia, redukując rolę Sztabu Generalnego – rząd PiS zwiększa jego rolę. Optymista powie pewnie, że może w tym szaleństwie jest metoda, pesymista dostrzeże w nim jednak niebezpieczny chaos.

A przecież to nie koniec problemów. Polska marynarka wojenna istnieje czysto teoretycznie. Nasze systemy rozpoznania – kluczowe na współczesnym polu walki – pozostawiają wiele do życzenia. Polskiej armii nie pomogło też z pewnością kadrowe trzęsienie ziemi, jakie zafundował jej Antoni Macierewicz.

Owszem można pocieszać się myślą, że przecież Amerykanie właśnie zwiększają obecność wojskową w Polsce, a Donald Trump chwali Polskę jako cennego sojusznika. Ale jeśli sięgamy po historię, to warto pamiętać, że Bitwę Warszawską wygraliśmy przede wszystkim własnymi siłami. Owidiusz pisał: „Dopóki będziesz szczęśliwy, wielu mieć będziesz przyjaciół, lecz kiedy przyjdą złe dni, zostaniesz sam". A klasyków warto się słuchać.