Po pierwszej turze wyborów pewne jest tylko jedno: kto zwycięży w turze drugiej – pozostaje kwestią otwartą. W wynikach exit poll Andrzej Duda otrzymał mniej więcej tyle głosów, ile wskazywały ostatnie sondaże. Niewielką, bo 2-procentową, premię uzyskał za to Rafał Trzaskowski. To oczywiście dla niego dobra wiadomość, potwierdzenie trendów, ale nic, co by rozstrzygało o wyniku głosowania 12 lipca. Zła natomiast dla tych, którzy dawali wiarę nierealistycznej nadziei, że Duda wygra w pierwszej turze, albo liczyli na dużo lepszy wynik (w sztabie PiS mówi się ponoć, że wygraną aktualnemu prezydentowi w drugiej turze miałoby dać osiągnięcie w niedzielnym głosowaniu przynajmniej 44 proc.).

Wiemy już zatem, że prezydenci kraju i stolicy zmierzą się w drugiej rundzie. Kto ma większą szansę? To zależy od przepływów i frekwencji. Zacznijmy od tej ostatniej. Jak na pierwszą rundę wyborów głowy państwa, jest bardzo wysoka. To 62,9 proc. Pięć lat temu wyniosła 48,98 proc. Mniej mnie interesuje, co jest przyczyną tego fenomenu, a bardziej kwestia, jaki jest dodatkowy potencjał mobilizacji elektoratu. Innymi słowy, jak zwiększy się procent ludzi, którzy pójdą głosować w drugiej turze. W poprzednich wyborach prezydenckich mobilizacja objęła dodatkowych ponad 6 proc. wyborców (frekwencja w drugiej turze wyniosła 55,34 proc.). Wydaje się jednak mało prawdopodobne, że podobny wzrost uzyskamy w tym roku.

A teraz przepływy. O ile przed pięcioma laty gigantyczne grono antysystemowych wyborców Pawła Kukiza, czyli niemal 21 proc. głosujących, nie mogło zasilić doskonale systemowego Bronisława Komorowskiego i w większości poparło Andrzeja Dudę, o tyle teraz tak prosto już nie będzie. Liczą się w sumie dwa rezerwuary elektoratów. Wyborcy Szymona Hołowni (13,3 proc.) i Krzysztofa Bosaka (7,4 proc.). Co ciekawe, obie grupy niemal dokładne sumują się w wynik Kukiza sprzed pięciu lat i obie są antysystemowe, tyle że w tych wyborach kandydatem systemu jest Andrzej Duda. Wyborcy Hołowni raczej do niego nie pójdą, ale też ten elektorat nie da zwycięstwa Trzaskowskiemu. Nawet wsparty przez wyborców Władysława Kosiniaka-Kamysza i Roberta Biedronia nie wygra, jeśli nie zagłosują na niego choćby w niewielkiej części narodowcy. Przypuszczam, że Bosak nie da swoim wyborcom żadnej wskazówki. Jeśli zignorują drugą turę, bliżej celu będzie Trzaskowski. Jeśli poprą Dudę, który jest im bliższy ideowo, urzędujący prezydent państwa może zachować fotel.

Kwestie pozostaną na koniec dwie. Pierwsza to pytanie, jakich środków użyje PiS, by zohydzić Polakom Trzaskowskiego. W TVP pewnie już kubły pomyj są przygotowane. Ale tu przestrzegam. Hejt nie tylko zmobilizuje elektorat kandydata opozycji, ale też może zniechęcić do Dudy sympatyków innych prawicowych kandydatów, a tylko oni wspólnie z narodowcami mogą mu dać zwycięstwo.

I kwestia druga to przyszłość... Szymona Hołowni. Dał się poznać jako najlepiej mówiący i najlepszy merytorycznie kandydat. Co zrobi z kapitałem, który zebrał? Tworzenie własnego ruchu, jak dowiedli Palikot, Kukiz i Petru, to trudna i ryzykowna robota. No i trzeba do tego zawodowych polityków. Czy dziennikarz udźwignie ten ciężar?