Jeszcze nie minęły trzy miesiące od inauguracji, a co chwilę słyszymy o nowych inicjatywach Joe Bidena w polityce zagranicznej. W ciągu jednego dnia potrafi podać datę całkowitego wycofania wojsk amerykańskich z Afganistanu (symboliczną: 20. rocznica zamachów terrorystycznych na USA z 11 września 2001 r.) oraz zaproponować Władimirowi Putinowi spotkanie na szczycie (w ciągu najbliższych miesięcy na neutralnym terenie, może w Austrii albo Finlandii).

Przeprowadził już wirtualnie jeden szczyt (z udziałem sojuszników z niepokojącego Chińczyków Quada – Indii, Japonii i Australii), w przyszłym tygodniu odbędzie się następny, również online – klimatyczny. W piątek przyjmie, już całkiem osobiście, pierwszego gościa w Białym Domu – premiera Japonii Yoshihide Sugę.

Po drodze jego administracja pokazała Arabii Saudyjskiej, że nie godzi się na cięcie na kawałki przeciwników politycznych, a Iranowi, że powrót do porozumienia atomowego jest możliwy. Te ostatnie działania to wyraźny odwrót od polityki Donalda Trumpa. Podobnie jak przyznanie, że Putin jest „zabójcą". Nie wszystko jednak trzeba odwracać (Trump był zwolennikiem nawet szybszego wycofywania wojsk z Afganistanu, i nie tylko stamtąd). Nie wszystko można, choćby się chciało – tak jest z polityką imigracyjną: obietnica zmian zachęca do przekraczania granicy więcej przybyszów z Ameryki Łacińskiej, niż USA zamierzają przyjąć.

Niełatwo będzie też budować sojusz państw demokratycznych, bo, po pierwsze, nie wszystkie są zainteresowane amerykańskim przywództwem, po drugie, wśród krajów, które są dla Bidena ważne w realizacji najważniejszego celu – przeciwstawienia się Pekinowi – nie wszystkie mieszczą się w definicji idealnych demokracji.

W tej aktywności na wielu dyplomatycznych frontach widać, że Biden chciałby ograniczyć liczbę prawdziwych, wygasić jak najwięcej drugorzędnych konfliktów i uspokoić część wrogów, by skupić się na wspomnianych Chinach oraz na Rosji, jeżeli nie będzie chciała zmienić swojej polityki. Kreml zapewne nie będzie chciał, choć może kluczyć. Ważne, by Biden nie łagodniał bez uzasadnienia. Rozchwiany przez pandemię Zachód potrzebuje stanowczego przywództwa. I jasnego przekazu, bez hipokryzji motywowanej narodowymi interesami.