Tomasz Nowak: Ile naprawdę jest ofiar koronawirusa?

Pojawiają się różne analizy dotyczące umieralności z powodu koronoawirusa. Nigdzie jednak nie analizuje się ilości ofiar towarzyszących, a ta może być niebagatelna.

Aktualizacja: 26.03.2020 22:37 Publikacja: 26.03.2020 22:32

Tomasz Nowak: Ile naprawdę jest ofiar koronawirusa?

Foto: AFP

Profesor John Ioannidis z Uniwersytetu Stanforda to nie jest hochsztapler. To poważny naukowiec o docenionym dorobku, jeden z najlepszych specjalistów w dziedzinie zwanej metanauką. Jego praca pod tytułem: „Dlaczego większość opublikowanych wyników badań jest fałszywa”, należy do najczęściej cytowanych prac z zasobów PLOS, czyli Public Library of Science. Mówią o nim „bicz na niechlujną naukę”.

Ioannidis twierdzi, że metody, które przyjęliśmy w walce z koronawirusem mogą okazać się całkowitym fiaskiem z powodu wadliwych sposobów gromadzenia danych, na podstawie których podejmujemy decyzje. Uważa, że aby podejmować tak ważne decyzje potrzebujemy znacznie dokładniejszych informacji, niż te którymi dysponujemy.

„Zebrane dotychczas dane dotyczące liczby osób zakażonych i rozwoju epidemii są całkowicie niewiarygodne. Biorąc pod uwagę dotychczasowy ograniczony zakres badań, niektóre przypadki śmiertelne i prawdopodobnie większość zakażeń spowodowanych przez SARS-CoV-2 jest pomijane.” - pisze John Ioannidis na łamach magazynu STAT.

Według niego testom poddaje się tylko tych pacjentów, u których stwierdzono ciężkie objawy COVID-19, a nie jest to reprezentatywna próbka populacji. Jedyna sytuacja gdzie przetestowano całą, zamkniętą populację byli pasażerowie statku wycieczkowego Diamond Princess. Tam wskaźnik śmiertelności wyniósł 1 procent, a biorąc pod uwagę, że w przewadze byli tam ludzie starsi, nijak nie przenosi się to na obliczone przez WHO 3,8 procent zgonów. Gdyby przeliczyć wskaźnik śmiertelności Diamond Princess na populację USA, z uwzględnieniem struktury wiekowej, to według Ioannidisa, byłby on podobny jak w przypadku zwykłej grypy sezonowej, czyli od 0,05 do 1 procenta.

„Jeśli taki jest prawdziwy wskaźnik, to zamykanie świata z potencjalnie ogromnymi konsekwencjami społecznymi i finansowymi może być całkowicie nieracjonalne. To tak, jakby słoń został zaatakowany przez kota domowego. Sfrustrowany i próbujący uniknąć kota, słoń przypadkowo skacze z klifu i umiera.” - pisze John Ioannidis. Trochę kłóci się to z obrazami lodowiska w Madrycie zamienionego na kostnicę.

Wydaje się, że Ioannidis nie bierze pod uwagę, jak rygorystycznym warunkom poddano pasażerów statku, a na to zwraca uwagę Gerardo Chowell, matematyk epidemiolog z Uniwersytetu Stanowego Georgia w Atlancie. Pasażerowie żyli na ograniczonej przestrzeni, spotykali się, rozmawiali, dotykali tych samych przedmiotów, a co za tym idzie szybko rozprzestrzeniali wirusa. Na początku jeden chory zarażał prawdopodobnie 7 osób. Jednak po zamknięciu wszystkich w kabinach i odizolowaniu zarażalność spadła poniżej jednego.

W tych wyliczeniach nikt nie bierze pod uwagę ilości ofiar towarzyszących, nikt nie bierze pod uwagę ilości ofiar, które pojawią się jeśli system ochrony zdrowia zawali się. Każdego roku z pomocy oddziałów intensywnej terapii korzystają tysiące osób. To są chorzy, których życie jest zagrożone, pacjenci po zawałach, udarach, wypadkach. Ich ilość nie zmalała w trakcie pandemii. Ci pacjenci nie uzyskają pomocy z powodu schorzeń, na które cierpią i zapewne umrą.

Niezależnie od statystyki matematycznej, nie możemy pozwolić na swobodne rozprzestrzenianie się wirusa, ponieważ oznacza to niewydolność systemu opieki zdrowia i wzrost śmiertelności osób niezarażonych. Wydaje się, że jedyną sensowną metodą, którą dysponujemy jest tłumienie epidemii, czyli ograniczone przemieszczanie się, izolowanie chorych i wszystkich osób, z którymi chory, nawet potencjalnie, mógł mieć kontakt.

Mamy w Polsce około 4500 łóżek na Oddziałach Intensywnej Terapii. Jeśli zostaną zajęte przez pacjentów z COVID-19, a przydarzy Ci się zawał serca to prawdopodobnie karetka przyjedzie za późno i nie będzie dla Ciebie miejsca na oddziale. Wówczas umrzesz. Będziesz tak zwaną ofiarą kolateralną, czyli przypadkową ofiarą wojny z SARS-CoV-2. Dlatego siedź w domu i nie łaź nigdzie jeśli nie musisz.

Profesor John Ioannidis z Uniwersytetu Stanforda to nie jest hochsztapler. To poważny naukowiec o docenionym dorobku, jeden z najlepszych specjalistów w dziedzinie zwanej metanauką. Jego praca pod tytułem: „Dlaczego większość opublikowanych wyników badań jest fałszywa”, należy do najczęściej cytowanych prac z zasobów PLOS, czyli Public Library of Science. Mówią o nim „bicz na niechlujną naukę”.

Ioannidis twierdzi, że metody, które przyjęliśmy w walce z koronawirusem mogą okazać się całkowitym fiaskiem z powodu wadliwych sposobów gromadzenia danych, na podstawie których podejmujemy decyzje. Uważa, że aby podejmować tak ważne decyzje potrzebujemy znacznie dokładniejszych informacji, niż te którymi dysponujemy.

Pozostało 82% artykułu
Komentarze
Polski generał zginął pod Bachmutem? Jak teorie spiskowe mogą służyć Rosji
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Rafał Trzaskowski nie zjadł świerszcza, czyli kto zyskał na warszawskiej debacie
Komentarze
Bogusław Chrabota: Polacy nie chcą NATO w Ukrainie. Od lat jesteśmy trenowani, by się tego bać
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Ziobro, Woś, Pegasus i miliony z Funduszu Sprawiedliwości. O co toczy się gra?
Komentarze
Artur Bartkiewicz: „Pan jest członkiem”. Dlaczego Polaków nie wzrusza cierpienie polityków PiS?