Polska samorządna trzyma się dobrze, ale jest pełna obaw o swoją przyszłość. Niby to typowe dla miesięcy przedwyborczych, niemniej w bardziej doświadczonych, stabilniejszych demokracjach te emocje są mniejsze. W Polsce, gdzie polityczni przeciwnicy mają biegunowo różną wizję relacji państwo–samorząd, napięcie sięga zenitu.

Czego się boją samorządowcy? Przede wszystkim niestabilności, ale również bankructw, bo polski samorząd jest ich zdaniem za bardzo uzależniony od budżetu centralnego. Jeśli więc dojdzie do nieprzewidzianego kryzysu, załamania finansów w skali kraju, ledwie bilansujące się budżety samorządowe rozsypią się jak domki z kart. Boją się też ofensywności państwa, które dokłada obowiązków, ale nie spieszy się z ich finansowaniem.

Zobacz: Polska zmienia się dzięki samorządowcom

Czy to się zmieni po wyborach, zobaczymy. Z perspektywy obserwatora mogę tylko podpowiedzieć, że bez aktywnego, niezależnego samorządu nie zbudujemy ani polskiej, ani żadnej wersji państwa dobrobytu. Bo rząd centralny, bez aktywności obywatelskiej w terenie, nie jest w stanie sprostać własnym ambicjom. Dlatego chuchajmy i dmuchajmy na samorząd, bo to jest sól ziemi.