Wiadomo było, że brexit skomplikuje życie firm oraz obywateli w Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii. Jednak nikt nie zakładał, że nastąpi brexit bezumowny, w wyniku którego Wielka Brytania stanie się dla UE państwem najbardziej trzecim z trzecich.

Bo przecież nawet kraje, które nie są w Unii ani nawet w Europejskim Obszarze Gospodarczym czy Europejskim Stowarzyszeniu Wolnego Handlu, są jednak często związane z Unią ścisłymi zależnościami. Z reguły w formie jakiejś umowy o wolnym handlu czy dalej idącej umowy stowarzyszeniowej. A Wielka Brytania, która jest immanentną częścią wspólnego rynku od 46 lat, której obywatele pracują i studiują w UE, której firmy są częścią europejskich łańcuchów produkcyjnych, nagle z dnia na dzień miałaby się stać krajem bardziej obcym dla UE niż Turcja, Ukraina czy Korea Południowa. I o północy z 12 na 13 kwietnia na granicach musieliby stanąć celnicy, sprawdzać każdą ciężarówkę zjeżdżającą z promu w Calais, każdy kontener na statkach zawijających do Rotterdamu i walizki podróżnych lądujących w Warszawie. Żeby to wszystko oclić, ocenić pod względem bezpieczeństwa żywności czy innych standardów.

A to przecież tylko część zamieszania, bo jeszcze trzeba zatrzymać pociągi wyjeżdżające z eurotunelu, bo ani osprzęt, ani maszyniści nie będą już certyfikowani. Uziemić samoloty, dla których nie będzie już umów o wspólnym niebie. Zatrzymać rybaków, którzy teraz mogą – na określonych zasadach – łowić wzajemnie na wodach brytyjskich, francuskich czy hiszpańskich.

Do takiego absurdu nie da się przygotować, dlatego oświadczenia UE nie należy traktować jako gwarancji normalnego życia po chaotycznym brexicie. Raczej jako kartę przetargową: „Pozbierajcie się, bo jak nie, to jakoś sobie poradzimy. Lepiej niż wy”. Unia ciągle ma nadzieję, że zdrowy rozsądek przeważy, i gotowa jest pójść na ustępstwa w postaci przeciągania brexitu. Nie może jednak stać się więźniem wewnętrznych rozgrywek w Westminsterze i dlatego należy oczekiwać, że zażąda od Theresy May konkretnych deklaracji. Co ta rozumie pod pojęciem krótkiego przedłużenia brexitu? Czy na pewno Wielka Brytania zorganizuje u siebie wybory do Parlamentu Europejskiego, bo bez nich będzie można zaskarżyć każdą decyzję w UE? Wreszcie, jakie daje gwarancje, że Wielka Brytania pozostawiona na nieco dłużej w UE nie będzie paraliżowała jej prac? Jeśli te gwarancje będą niewystarczające, UE można uznać, że warto jednorazowo zapłacić wysoką cenę brexitowego chaosu. Bo to może zmusić Wielką Brytanię do szybkiego powrotu do wynegocjowanego już porozumienia.