Prezydent Andrzej Duda w rozmowie z „Rzeczpospolitą” powiedział: „Chciałbym, żebyśmy razem poszli w Marszu Niepodległości, i jest to kwestia odpowiedzialności wobec społeczeństwa. Stańmy obok siebie i pokażmy ludziom, że można być razem. Można się nie gryźć.” Wbrew wcześniejszym zapowiedziom prezydent jednak nie miał wziać udziału w Marszu Niepodległości organizowanym przez narodowców. Przedstawiciele Pałacu Prezydenckiego nie potrafili znaleźć wspólnego języka z organizatorami uroczystości, mimo że rozmowy trwały od miesięcy. Organizatorzy nie potrafili zagwarantować, że podczas przemarszu będą tylko polskie flagi i nie będzie kontrowersyjnych haseł. W poprzednich latach dochodziło do zamieszek i podpaleń samochodów.
Jednak były też lata, w których jedyną kontrowersją podczas Marszu Niepodległości było niedozwolone palenie rac. Sam brałem udział, jako dziennikarz-obserwator, w spokojnych i dobrze zorganizowanych Marszach Niepodległości.
Jednak w tegorocznych rozmowach z narodowcami polegli również przedstawiciele rządu. Narodowcy nie zgodzili się na jeden wspólny marsz na 100-lecie odzyskania niepodległości przez Polskę. "Niestety, środowiska organizujące ten marsz nie zgodziły się, by powiewały na nim wyłącznie biało-czerwone, żeby nie było żadnych transparentów. W związku z taką postawą zrezygnowaliśmy z udziału w tej manifestacji" - powiedział Mateusz Morawieckiego w wywiadzie dla "Gazety Polskiej".
W zeszłym roku podczas Marszu Niepodległości małe grupy manifestantów wznosiły rasistowskie hasła. Szef MSWiA Joachim Brudziński zapowiedział z mównicy sejmowej, że prowokatorzy zostaną namierzeni i ukarani. Mimo obietnic nic takiego nie miało miejsca. Rasiści z 11 listopada do dzisiaj pozostali bezkarni. Czy dzisiaj przedstawiciele partii rządzącej mogą mieć pretensje do prezydent Warszawy za prewencyjne wydanie zakazu Marszu?
Przeczytaj: Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz zakazała Marszu Niepodległości