Reklama

Jerzy Haszczyński: Orbán straszy i niepokoi

Premier Węgier lubi przedstawiać swoje poglądy w Rumunii. Robi to na letnich spotkaniach z młodymi przedstawicielami mniejszości węgierskiej. Tym razem największym echem odbiły się jego przewidywania dotyczące przyszłorocznych wyborów do Parlamentu Europejskiego, od których ma się zacząć tryumf sił nieliberalnych w Unii.

Aktualizacja: 31.07.2018 16:52 Publikacja: 31.07.2018 13:55

Jerzy Haszczyński: Orbán straszy i niepokoi

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

To może niektórych drażnić, niektórych śmieszyć. Wydaje się jednak umiarkowanie prawdopodobne, bo program antyimigrancki, na którym mieliby się wybić ci nieliberałowie, zwani też przez innych populistami, przejmują partie głównego nurtu, od Holandii przez Niemcy po Austrię.

Nas, w Polsce, tak zapatrzonej w Viktora Orbána, powinno zatrwożyć coś innego. Węgierski premier opowiedział się za zmianą porządków w Europie. Sprowadza się ona do dwóch niepokojących elementów: nadania specjalnej roli Rosji oraz podważania granic. To pierwsze wypowiedział całkiem jawnie, krytykując „prymitywną politykę sankcji” wobec Moskwy i dając Kremlowi prawo do ingerencji w sprawy Ukrainy.

Czytaj także: Orbán nie pomoże Merkel

To drugie określił poetycko zakończeniem stuletniej samotności Węgrów podzielonych granicami w wyniku traktatu z Trianon.
Nic dziwnego, że kraje, które mają liczną mniejszość węgierską, Słowacja i Rumunia, są przeciwne jakiejkolwiek autonomii i uznawaniu nowych państw, do dziś nie godzą się na niepodległość Kosowa, przez większość krajów Zachodu uznaną dziesięć lat temu.

Na razie najbardziej zagrożona jest Ukraina. Rząd Orbána domagał się autonomii dla tamtejszej mniejszości węgierskiej już w czasie, gdy Kijów był zajęty wojną z rosyjskimi separatystami w Donbasie. Pytałem dwa lata temu jednego z ważniejszych węgierskich ministrów Zoltána Baloga, dlaczego Budapeszt przyłącza się do kremlowskiego planu decentralizacji Ukrainy? - Autonomia jest przyjętym rozwiązaniem europejskim – odpowiedział niezrażony. Niestety, jest przede wszystkim sposobem na wywoływanie konfliktów w naszej części Europy. Autonomia ma skłonność przeradzać się w separatyzm, co widać nawet w spokojniejszej części kontynentu – w hiszpańskiej Katalonii.

Reklama
Reklama

Zaskakująca jak na byłego bojownika z moskiewską dominacją prorosyjskość Orbána jest widoczna także w innej ważnej dla Polski kwestii – wzmocnieniu wschodniej flanki NATO. Węgry nie wysłały swoich żołnierzy do NATO-wskich batalionów, choć uczyniły to np. również prorosyjskie Włochy. Na pocieszenie można powiedzieć, że bratankowy premier wspomniał o gwarancjach bezpieczeństwa, które UE wraz z NATO powinny udzielić Polsce i państwom bałtyckim.

Generalnie jednak budapeszteńska wizja bezpieczeństwa jest odmienna od warszawskiej. I to, niestety, jest ważniejsze od wszystkiego, co nas łączy.

To może niektórych drażnić, niektórych śmieszyć. Wydaje się jednak umiarkowanie prawdopodobne, bo program antyimigrancki, na którym mieliby się wybić ci nieliberałowie, zwani też przez innych populistami, przejmują partie głównego nurtu, od Holandii przez Niemcy po Austrię.

Nas, w Polsce, tak zapatrzonej w Viktora Orbána, powinno zatrwożyć coś innego. Węgierski premier opowiedział się za zmianą porządków w Europie. Sprowadza się ona do dwóch niepokojących elementów: nadania specjalnej roli Rosji oraz podważania granic. To pierwsze wypowiedział całkiem jawnie, krytykując „prymitywną politykę sankcji” wobec Moskwy i dając Kremlowi prawo do ingerencji w sprawy Ukrainy.

Reklama
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Donald Trump skomentował dronowy atak Rosji na Polskę. I nie jest to dobra wiadomość
Komentarze
Estera Flieger: To jest nasza wojna, a Polska nie może jej przegrać
Komentarze
Bogusław Chrabota: Rosjanie jednak wygrywają komunikacyjnie
Komentarze
Rusłan Szoszyn: Rosja testuje jedność NATO. Najwyższy czas, by sojusz przeszedł do ofensywy
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Żarty się skończyły. Wojska NATO militarnie uderzają w rosyjskie obiekty nad Polską
Reklama
Reklama