Po niezwykle trudnym 2020 r., gdy z powodu pandemii koronawirusa wiele hut musiało drastycznie przykręcić moce, rok 2021 według ekspertów powinien być bardziej łaskawy dla polskich firm hutniczych, jak i dystrybutorów stali.
– Wpływa na to kilka czynników. Przede wszystkim widzimy potencjał do dwucyfrowego odbicia na rynku motoryzacyjnym, który jest istotnym konsumentem stali. W 2020 r. rejestracja samochodów spadła w Europie o około 20 proc. Przykład Chin pokazuje, że po ustąpieniu pandemii rejestracje szybko wróciły do wcześniejszych poziomów – argumentuje Jakub Szkopek, analityk BM mBanku.
Dodaje, że odbudowę gospodarek po pandemii wspomagać będą programy pomocowe, które także dadzą impuls do wzrostu popytu na stal. Tym bardziej że w Europie część pieców produkujących stal została nieodwołalnie zamknięta, jak choćby w Krakowie. – Tak więc przy rosnącym popycie będziemy mieć do czynienia z niedoborami produkcyjnymi, co było już widoczne w IV kwartale 2020 r. Skutkowało to w ostatnich tygodniach eksplozją cen stali do poziomów z 2018 r. – zauważa Szkopek
Światowe Stowarzyszenie Stali WorldSteel oczekuje, że w 2021 r. globalny popyt na stal wzrośnie do niemal 1,8 mld ton, co oznaczałoby wzrost o 4 proc. wobec ich prognoz na 2020 r. Optymistyczne były już dane za listopad 2020 r., kiedy to światowa produkcja stali sięgnęła 158,3 mln ton i była o niemal 7 proc. wyższa niż rok wcześniej. Odpowiedzialne za to były przede wszystkim Chiny.
Kluczowe dla przyszłości branży będzie zapowiadane wprowadzenie na terenie Unii Europejskiej tzw. podatku węglowego, który ma na celu uwzględnienie w cenach importowanych produktów ich śladu węglowego. Jest to o tyle istotne, że koszty emisji dwutlenku węgla w UE rosną w zawrotnym tempie. Ceny uprawnień do emisji CO2 w styczniu tego roku przebiły już rekordowe 34 euro za tonę. – Zastosowanie takiej bariery dla tanich produktów spoza UE, np. z Chin, byłoby ogromną korzyścią dla polskich firm hutniczych i stanowiłoby bez wątpienia punkt zwrotny dla całego europejskiego przemysłu stalowego – przyznaje Szkopek.