15 stycznia w sklepach Biedronki rozpoczęło się referendum strajkowe, które ma rozstrzygnąć czy pracownicy rozpoczną kolejną fazę sporu z pracodawcą. To echa sprawy o której pisaliśmy już pod koniec listopada, kiedy to NSZZ Solidarność po raz pierwszy wszczął spór zbiorowy z siecią nie z powodu podwyżek pensji, a warunków pracy. Porozumiały się także inne centrale związkowe działające w Biedronce jak Solidarność 80 i Sierpień '80. Głosowanie potrwa dwa miesiące, aby było wiążące musi wziąć w nim udział 50 proc. uprawnionych.
Co prawda według doniesień związkowców Jeronimo Martins Polska próbuje nie dopuścić do głosowania, powołując się na zapisy BHP, jednak według przedstawicieli związków głosowanie ruszyło.
Związki walczą teraz głównie o poprawę warunków pracy w sklepach, chodzi głównie o ograniczenie wielozadaniowości na stanowiskach pracy, zapewnienie stałej ochrony w placówkach oraz zmianę zasad magazynowania – sklepy są zapchane towarem, trudno się po nich poruszać co stwarza też zagrożenie pożarowe. Związki chcą aby zmniejszono zapasy towarów w sklepach do 15 dni, usunąć z magazynów zalegający towar niespożywczy, domagają się wyposażenia w dodatkowe wózki widłowe czy stworzenie dodatkowego stanowiska magazyniera we wszystkich sklepach.
Związkowcy regularnie narzekają na warunki pracy w sieciach handlowych, ale ostatnio ich zdaniem sytuacja uległa pogorszeniu. To jeden z efektów zakazu handlu w niedzielę, z którym sieci na różne sposoby próbują walczyć. Jedną z metod jest organizowanie dodatkowych promocji w dni poprzedzające wolną niedzielę, a ich szczególne nasycenie widać w piątek oraz w sobotę.
– Do tego są wydłużone godziny pracy, pracownicy nie dość, że potrafią wychodzić do domu o 1 w nocy, to jeszcze pracują znacznie ciężej niż kiedyś – mówił „Rzeczpospolitej" Alfred Bujara, szef sekcji handlowej NSZZ Solidarność.