Dawid wchodzi w spółkę z Goliatem

Jeszcze w październiku ma zostać uruchomiony jeden z największych mostów świata: 39-kilometrowy gigant połączy Hongkong z Makau i kontynentalnymi Chinami. Wraz z miastami zwanej „fabryką świata” prowincji Guangdong dawne kolonialne enklawy rzucą wyzwanie takim metropoliom jak Nowy Jork czy Tokio.

Aktualizacja: 21.10.2018 15:26 Publikacja: 21.10.2018 09:06

Foto: Fotorzepa/Krzysztof Adam Kowalczyk

Hongkong to mały region, ale z wielkimi kontrastami: z jednej strony las drapaczy chmur skłębionych na spłachetku ziemi między 500-metrowym Wzgórzem Wiktorii a morzem, z drugiej przyroda – zielone wyspy, zatoki i dzikie góry schodzące wprost do oceanu. Trzy czwarte z 1000 kilometrów kwadratowych powierzchni tej byłej brytyjskiej kolonii, a dzisiaj specjalnego autonomicznego regionu Chin, to dzika przyroda, aż 40 proc. – rezerwaty. Zagospodarowana jest jedna czwarta terenu: 7,4 mln mieszkańców tłoczy się na powierzchni wielkości połowy Warszawy, co daje osiem razy większą gęstość zaludnienia niż w stolicy Polski.

Kontrasty Hongkongu najlepiej widać z pokładu śmigłowca, który podrywa się z lądowiska sprzed gigantycznego centrum kongresowego. Gdy po 20 minutach lotu dociera na północne kresy regionu, w dole dominują podmokłe pola. I nagle buch – tuż za graniczną rzeką Sham Chun, gdzie zaczynają się „kontynentalne" Chiny, wyrasta las wieżowców miasta Shenzhen. Ciągnie się od wschodu niemal po horyzont na zachodzie. Wygląda, jak gigantyczna fala tsunami, która zawisła nad maleńkim Hongkongiem.

38 lat temu, gdy powstała tu przytulona do kapitalistycznej granicy pierwsza w komunistycznych Chinach specjalna strefa ekonomiczna, Shenzhen było zaledwie 30-tysięczną senną rybacką mieściną. Dziś to 12-milionowa metropolia, a niemal półtoramiliardowe Chiny – to druga po USA potęga gospodarcza świata. Hongkong przy nich jest jak Dawid przy Goliacie, ale – inaczej niż bliblijny pierwowzór – nie wykazuje chęci do konfrontacji. Wręcz przeciwnie – raczej mocno stawia na wspólne interesy.

20-30 lat temu kapitał płynął tędy na północ, w przeciwnym kierunku – setki tysięcy ton niezbyt skomplikowanych wyrobów będących wtedy symbolem taniej tandety. Od tej pory Chińska Republika Ludowa (ChRL) przeszła od fazy imitacji do innowacji i dziś to nie tylko dostawca urządzeń high tech, ale i miliardowych inwestycji – od Azji Południowo-Wschodniej po Afrykę i Europę. Pekin w ramach inicjatywy Belt and Road chce stworzyć dla siebie globalną infrastrukturę handlową i zbudować polityczne wpływy na miarę mocarstwa.

Hongkong wrócił na łono macierzy zaledwie dwie dekady temu. Na YouTube można znaleźć nagranie z uroczystości z 1 lipca 1997 r.: wyraźnie wzruszony książę Karol powstrzymuje łzy przekazując zwierzchność nad tym terytorium przedstawicielom ChRL.

Oto kończy się Imperium Brytyjskie i – co wtedy dostrzegają tylko niektórzy obserwatorzy – zaczyna całkiem nowe, chińskie. W ramach polityki „jeden kraj, dwa systemy", Pekin zagwarantował Hongkongowi na 50 lat status specjalnego regionu administracyjnego i utrzymanie kapitalizmu: odrębnego systemu finansowego z własną walutą, prawnego oraz autonomię wewnętrzną. Zostawił wolną prasę, ruch lewostronny i wzorowane na brytyjskich tablice rejestracyjne aut. Sobie zastrzegł politykę obronną i zagraniczną.

Odzyskana przez ChRL enklawa przez 20 lat pełniła podobną rolę, jak za Brytyjczyków – biznesowej bramy do Chin. Teraz jest już bramą dwukierunkową. Globalne firmy kusi wielkim centrum finansowym, niskimi podatkami, portem wolnocłowym, a nade wszystko odrębnym od chińskiego systemem prawnym opartym na anglosaskim i niezależnym sądownictwem. Dla firm z głębi ChRL stara się być blokiem startowym do wyjścia w świat. Obu stronom prezentuje się jako grunt neutralny, oferujący arbitraż do rozsądzania sporów biznesowych (konkuruje w tym z Singapurem).

Chcąc wzmocnić swoją globalną pozycję konkurencyjną Dawid z Hongkongu zawiązuje właśnie spółkę z chińskim Goliatem: rozwija projekt Greater Bay Area (GBA), gospodarczego klastra, który mocniej zintegruje uprzemysłowiony region ujścia rzeki Perłowej, na wzór aglomeracji nowojorskiej czy tokijskiej. To globalna fabryka: obok Hongkongu i byłej kolonii portugalskiej Makau do GBA wchodzi dziewięć miast kluczowej mocno uprzemysłowionej chińskiej prowincji Guangdong – od Shenzhen po Gu?ngzh?u, czyli Kanton.

Zaledwie 5 proc. ludności Chin wytwarza tu PKB równy 1,4 biliona dolarów, czyli aż 13 proc. PKB Chin, a 67 mln mieszkańców żyje na powierzchni zaledwie 56 tys. kilometrów kwadratowych. To tak jakby połączyć Mazowsze z Wielkopolską i osiedlić dwa razy więcej ludzi niż żyje w całej Polsce, by wytwarzali PKB trzy razy większy od polskiego.

Greater Bay Area to wiele inicjatyw, najbardziej spektakularną będzie łącząca miasta infrastruktura, m.in. szybka kolei Kanton-Shenzhen-Hongkong. Jeszcze w październiku ma zostać otwarty 39-kilometrowy most łączący Hongkong z miastem kontynentalnym Zhuhai i autonomicznym regionem Macau, byłą portugalską kolonią, która zachowała przywileje dla hazardu i stała się chińskim las Vegas. W planach jest też m.in. park technologiczny na granicy Hongkongu i Shenzhen.

Na rozwiązanie czeka jednak tak prozaiczny problem, jak dostęp Hongkończyków do płatności mobilnych w ChRL, bez czego za kilka lat trudno im będzie np. zapłacić tam za taksówkę, gdy kierowcy nie będą przyjmować gotówkę. Żeby korzystać z płatności, trzeba mieć „na kontynencie" konto, a obywatel z Hongkongu – w myśl restrykcji nałożonych na przepływy finansowe dwie dekady temu – go nie założy. Musi być rezydentem kontynentalnych Chin i posiadać dowód osobisty ChRL. Pekin właśnie zezwolił na wydanie dokumentów tym, którzy przebywają na kontynencie od co najmniej pół roku. Dotyczy to nie tylko przybyszów z Hongkongu, ale także z Tajwanu, co w tej nie niezależnej od Pekinu chińskiej wyspie budzi mocne kontrowersje.

Władze ChRL błogosławią idei Greater Bay Area, bo zależy im, by była kolonia brytyjska wraz z mieszkańcami, mimo pewnych odrębności, wtopiła się już na wieki w tkankę kraju i – inaczej niż na Tajwanie – nie znalazły tu posłuchu postulaty niepodległości.

Z tego powodu władze autonomicznego regionu jak ognia unikają nawet cienia podejrzeń o brak lojalności wobec Pekinu. We wrześniu zdelegalizowały maleńką niepodległościową Hong Kong National Party. I odmówiły przedłużenia wizy pobytowej korespondentowi „Financial Times". Jest on wiceprezesem zasłużonego Klubu Dziennikarzy Zagranicznych, który – powołując się na wolność słowa – udostępnił latem tejże partii swoje podwoje na konferencję prasową. W Hongkongu wciąż istnieją wolne media, jednak świat z uwagą przygląda się tej sytuacji, kwestię swobody wypowiedzi traktując jako papierek lakmusowy intencji Pekinu co do utrzymania także innych swobód w przyszłości.

Tymczasem władze Hongkongu i działający tu biznes powtarzają jak mantrę, że najważniejsze są rządy prawa i niezależność wymiaru sprawiedliwości. Od tego zależy zaufanie do regionu jako miejsca prowadzenia globalnych interesów. Słowa „rule of law" wyryto nawet na dziękczynnym obelisku ustawionym w rocznicę powrotu do macierzy w miejscu, gdzie książę Karol oddał Hongkong komunistycznym Chinom. Obok obelisku w dyskretnym oddaleniu stoi budka strażniczki pilnującej, by obeliskowi nic mu się nie stało. Bo Dawid bardzo nie chce drażnić Goliata.

Hongkong to mały region, ale z wielkimi kontrastami: z jednej strony las drapaczy chmur skłębionych na spłachetku ziemi między 500-metrowym Wzgórzem Wiktorii a morzem, z drugiej przyroda – zielone wyspy, zatoki i dzikie góry schodzące wprost do oceanu. Trzy czwarte z 1000 kilometrów kwadratowych powierzchni tej byłej brytyjskiej kolonii, a dzisiaj specjalnego autonomicznego regionu Chin, to dzika przyroda, aż 40 proc. – rezerwaty. Zagospodarowana jest jedna czwarta terenu: 7,4 mln mieszkańców tłoczy się na powierzchni wielkości połowy Warszawy, co daje osiem razy większą gęstość zaludnienia niż w stolicy Polski.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
20 lat Polski w UE. Dostęp do unijnego rynku ważniejszy niż dotacje
Gospodarka
Bez potencjału na wojnę Iranu z Izraelem
Gospodarka
Grecja wyleczyła się z trwającego dekadę kryzysu. Są dowody
Gospodarka
EBI chce szybciej przekazać pomoc Ukrainie. 560 mln euro na odbudowę
Gospodarka
Norweski fundusz: ponad miliard euro/dolarów zysku dziennie