#RZECZoBIZNESIE: Wojciech Warski: Uszczelnienie systemu podatkowego to największy mit PiS

Konstytucja biznesu nic nie zmienia. Są tam zasady, które pięknie brzmią, ale nie mają zastosowania, nawet procesowego. To tylko wyraz dobrych intencji, a jak przychodzi np. do kontroli, do sporu z fiskusem, to te przepisy są martwe - mówi Wojciech Warski, wiceprezes Business Centre Club, gość programu Pawła Rożyńskiego.

Aktualizacja: 15.08.2019 12:31 Publikacja: 15.08.2019 08:00

#RZECZoBIZNESIE: Wojciech Warski: Uszczelnienie systemu podatkowego to największy mit PiS

Foto: tv.rp.pl

Dużo mówi się teraz o lotach marszałka Kuchcińskiego. Próbuje się uregulować rządowe „taksówki". Ma Pan jakiś pomysł?

Realny problem nadużywania przywilejów władzy usiłuje się rozegrać pod publiczkę kolejnymi zakazami rzekomo niejasnych zasad. Przepisów nie trzeba mnożyć, tylko przestrzegać istniejących. Jest jednak proste rozwiązanie, żeby to konkretne zjawisko ukrócić. Jeżeliby rządową eskadrę transportową przenieść np. do ulubionego przez rządzących Radomia, to politycy mieliby mniejszą skłonność do podróży na koszt podatników. Obecne lotnisko jest tak blisko, że aż zaprasza, żeby sobie polecieć jak „taksówką". Przeniesienie sprawi, że politycy przesiądą się na loty rejsowe, a Okęcie zyska cenny teren niezbędny dla normalnego rozwoju lotniska.

Kończy się kadencja rządów PiS. Jak oceniają je przedsiębiorcy? Ostatnio dużo słychać o kolejnych probiznesowych posunięciach, zwłaszcza dla małych firm.

To są „ruchy Browna", posunięcia propagandowe, które w realnej sytuacji małych i średnich przedsiębiorców kompletnie nic nie zmieniają. Temat jest trudny, bo chciałoby się uwierzyć tej całej propagandzie „dobrej zmiany", wyłowić jakieś istotne, pozytywne elementy. Ale tego praktycznie nie sposób zrobić. Jeżeli jakiś przepis jest pozytywny, to jest tak marginalny w zastosowaniu, że w podsumowaniu makroskopowym nie ma dla niego miejsca.

Można się spierać, czy konstytucja biznesu coś zmienia. Rzecz w tym, że dla przeciętnego przedsiębiorcy nic nie zmienia. Są tam zasady, które nie mają realnego zastosowania, nawet procesowego. To tylko wyraz dobrych intencji, a jak przychodzi do kontroli, do sporu z fiskusem, organem państwowym to te przepisy są martwe. Za to mnożone są pomysły i ustawy drastycznie ingerujące w swobodę działalności gospodarczej.

Kiedy Mateusz Morawiecki był jeszcze ministrem rozwoju została ogłoszona strategia odpowiedzialnego rozwoju kraju. Kluczowym jej elementem było podniesienie stopy inwestycji, które na początku rządu PiS miały udział 18 procent w PKB. Miało to być podniesione w ciągu trzech, czterech lat do 24-25 procent. Ostatecznie inwestycje zmalały z 18 do 16 procent, najbardziej prywatne. Rząd zachłysnął się teraz wynikami pierwszego kwartału, kiedy rok do roku był faktycznie wzrost, ale o czymś zapomniał. Po pierwsze, porównywano się do zapaści zeszłorocznej. Po drugie, osiągane są granice, kiedy inwestycje muszą zostać poczynione, bo istniejące uzbrojenie pracy staje się wyeksploatowane. W Polsce wykorzystanie mocy produkcyjnych wynosi ponad 90 procent mocy zainstalowanych. Przeciętna europejska to 77-82 procent. Inwestycje w którymś momencie nie są rozwojowe, tylko odtworzeniowe.

Czytaj także: Za szybki rozwój gospodarki Polacy zapłacą wyższą inflacją

Dlaczego przedsiębiorcy nie chcą inwestować?

Nie mają zaufania do totalnie niestabilnego otoczenia prawnego i instytucjonalnego. Nie mają pewności, że „będzie kim robić" ani, że nie zostaną zmienione reguły gry czy też, że w razie sporu z organem państwowym nie zostaną potraktowani jak przestępcy. Do tego rynki zbytu i import surowców mogą nie funkcjonować na stabilnych warunkach, bo nie jesteśmy w strefie euro, która jest naszym głównym kontrahentem.

Przy polityce gospodarczej, która długoterminowo grozi zapaścią finansów publicznych, przedsiębiorcy kalkulujący perspektywicznie widzą, że gospodarka może zachwiać się w każdej chwili. Również przez impuls recesyjny z zewnątrz. Gdy recesja przyjdzie do Polski, to oczekiwane korzyści z inwestycji będą jeszcze bardziej niepewne. Wtedy lepiej jest siedzieć na pieniądzach i czekać pewniejszych czasów.

Obecny rząd, mimo wszystkich sloganów propagandowych i zabiegów PR-owych, dla usprawnienia mechanizmów gospodarki i jej innowacyjności zrobił realnie niewiele.

Mamy też zagrożenia wynikające nie tylko z działań rządu. Wzrost cen energii to obecnie problem globalny.

Ceny energii na świecie rosły, rosną i będą rosły. Rząd, zamiast stosować się do kanonów wykorzystania energii odnawialnej, zamiast uciekać spod gilotyny, robi wszystko, żeby wzrost cen energii pogłębić. Ratunkowo, żeby się suweren nie wzburzył, wydawane są decyzje ustawowe o zamrożeniu cen prądu. To nie rozwiązuje problemu, tylko przerzuca pieniądze z jednej kieszeni do drugiej i odsuwa rozwiązania problemu w czasie. Dewastacja energii odnawialnej to był ruch, który jest przypisywany zamiarom ideologicznym. A jednak to był też skok na kasę. Chodziło o doprowadzenie dużych inwestycji prywatnych w farmy wiatrowe do bankructwa. Plan się powiódł.

Żeby ktoś te inwestycje przejął? Np. polskie przedsiębiorstwa państwowe?

Niektóre tak. Kiedy wypowiedziano umowy długoterminowe na kupno tzw. zielonych certyfikatów, farmy stały się nieopłacalne w eksploatacji i zaczęły bankrutować. Jedne z większych spraw, które są toczona przeciwko państwu polskiemu to sprawy Invenergy, Polish Energy Partners przeciwko rządowi o doprowadzenie do upadłości inwestycji w farmy wiatrowe. Polskie firmy Enea, Tauron i Energa przejmują farmy za bezcen. Polska ma sprawę w arbitrażu międzynarodowym, a my za chwilę nie będziemy mieli z nich energii.

Szaleńczy pomysł połączenia kopalni z koncernami energetycznymi doraźnie uratował sytuację górnictwa. Zapewniono pracę górnikom, kiedy kopalnie stały się bankrutami. Związaliśmy się z węglem w sposób, którego skutków nikt nie przewidział. Większość tego paliwa i tak importujemy z Rosji.

Może jednak są jakieś pozytywy w działaniach względem przedsiębiorców? Wielu z nich np. z branży elektroniki użytkowej jest zadowolonych z rozwiązania split payment. Było tu pełno oszustów.

To prawda. Są branże, w których prowadzenie biznesu stało się ekstremalnie niebezpieczne. Można było bez własnej woli wpaść w łańcuszek VAT-owski. Dzięki split payment w kilku branżach zrobiło się bezpieczniej, ale to nie rozwiązało żadnego problemu systemowego. Wygranym są za to banki, bo to one prowadzą dodatkowe rachunki.

Nie powstał Centralny Rejestr Faktur, który jest jedynym narzędziem zapobiegania oszustom VAT-owskim w czasie rzeczywistym. Mimo tego, że Ministerstwo Finansów zainwestowało kilkadziesiąt milionów złotych w jego autora,spółkę o nazwie Aplikacje Krytyczne. A CRF, według informacji rządu z interpelacji sejmowej, mógłby zapobiec stratom rzędu trzech miliardów złotych miesięcznie!

JPK, którym chwali się rząd jest spojrzeniem historycznym i wymyślonym przez poprzedników. Dobrze, że straszy i pozwala wyłowić oszustów, ale jak ich chcemy dopaść, to już zwykle nie ma kogo ścigać.

Czytaj także: Państwowym firmom trudno upaść, one się ciągle odradzają

Rząd chwali się uszczelnieniem systemu podatkowego. Rzeczywiście jest tak pięknie?

To jeden z największych mitów i jedno z największych oszustw tego rządu. Faktycznie, istotne uszczelnienie nastąpiło, problem w tym, że nikt nie wie jakie. Na poziomie kilku miliardów rocznie, czy kilkunastu? Na pewno nie kilkudziesięciu.

Przyrost dochodów VAT, przypisywany uszczelnieniu, wziął się zupełnie z czego innego, o czym rząd nie chce mówić. Przede wszystkim trwa koniunktura gospodarcza i olbrzymi przyrost konsumpcji. To jest też 500 plus i 26 miliardów złotych skierowanych na rynek, z czego 23 procent wraca w postaci podatku VAT do budżetu. Rząd się do tego nie przyzna, bo ideologia walki z poprzednim rządem została oparta o rzekome ukradzenie Polsce 250 miliardów złotych. To jest bzdura do kwadratu.

Nie ma pan wrażenie, że to uszczelnienie odbyło się kosztem polskich firm, do których łatwiej się dobrać i wykazać im niedociągnięcia?

Nieszczęście wszystkich posunięć rządowych tkwi w tym, że są nakierowane na łatwy łup. Łatwym łupem są mali i średni polscy przedsiębiorcy. Wystarczy na przykład kilkakrotnie przedłużać decyzje o zwrocie VAT i przetrzymywać go, a to doprowadza niejedną firmę do bankructwa.

Za prawdziwych rekinów rynku, którzy rozliczają się przez raje podatkowe i agresywną optymalizację podatkową, rząd się nie wziął. Do tego trzeba wysokiej klasy specjalistów i faktycznej woli politycznej. Brakuje jednego i drugiego. W rezultacie uszczelniany jest VAT na poziomie zwykłego polskiego przedsiębiorcy, który w większości wypadków płaci za nie swoje winy lub ponosi koszty związane z „uszczelnianiem". Międzynarodowe korporacje, jak hulały, tak sobie hulają dalej.

Czy spowolnienie gospodarcze w zachodniej Europie polscy przedsiębiorcy zaczynają już odczuwać?

Firmy już są w trudnej sytuacji. Duża część naszego przemysłu jest poddostawcą producentów finalnych, firm zachodnich. Wiemy, że w branży motoryzacyjnej, gospodarstwa domowego czy przetwórstwa drzewnego firmy produkujące komponenty dla koncernów niemieckich już notują duże spadki zamówień. Na razie są to informacje rozproszone, więc nikt nie podnosi alarmu. Zjawisko postępuje, więc jest kwestią czasu, kiedy odczujemy to jako zjawisko gospodarcze, a nie problem pojedynczej firmy.

Polskie firmy zdają sobie sprawę z obecnych globalnych zagrożeń?

Przeciętna polska firma nie zdaje sobie z nich sprawy, chociaż się obawia recesji. W wypadku brexitu rząd zrobił dużo, jeśli chodzi o akcję informacyjną, jakie to będzie miało skutki dla przedsiębiorstw. Ale polscy przedsiębiorcy niedziałający bezpośrednio na rynku brytyjskim są tak zakopani w śledzenie różnego rodzaju zmian otoczenia prawnego i kursów walutowych, że nie mają czasu, żeby się zastanawiać czy zagraniczne perturbacje dotkną ich bardzo, czy tylko trochę.

Dużo mówi się teraz o lotach marszałka Kuchcińskiego. Próbuje się uregulować rządowe „taksówki". Ma Pan jakiś pomysł?

Realny problem nadużywania przywilejów władzy usiłuje się rozegrać pod publiczkę kolejnymi zakazami rzekomo niejasnych zasad. Przepisów nie trzeba mnożyć, tylko przestrzegać istniejących. Jest jednak proste rozwiązanie, żeby to konkretne zjawisko ukrócić. Jeżeliby rządową eskadrę transportową przenieść np. do ulubionego przez rządzących Radomia, to politycy mieliby mniejszą skłonność do podróży na koszt podatników. Obecne lotnisko jest tak blisko, że aż zaprasza, żeby sobie polecieć jak „taksówką". Przeniesienie sprawi, że politycy przesiądą się na loty rejsowe, a Okęcie zyska cenny teren niezbędny dla normalnego rozwoju lotniska.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
Niepokojący bezruch w inwestycjach nad Wisłą
Gospodarka
Poprawa w konsumpcji powinna nadejść, ale wyzwań nie brakuje
Gospodarka
20 lat Polski w UE. Dostęp do unijnego rynku ważniejszy niż dotacje
Gospodarka
Bez potencjału na wojnę Iranu z Izraelem
Gospodarka
Grecja wyleczyła się z trwającego dekadę kryzysu. Są dowody