Kiedy w 2010 r. ruszał program akcjonariatu obywatelskiego, zachwytom nie było końca. Ministerstwo Skarbu przekonywało, że jest to propozycja idealnie skrojona do potrzeb inwestorów indywidualnych. Ci z kolei cieszyli się, że w końcu przy okazji wielkich prywatyzacji nie będą wypychani z rynku przez grube ryby i również będą czerpać ze wzrostu cen akcji państwowych czempionów na GPW. Giełda znów znalazła się w centrum uwagi, a brokerzy zacierali ręce, przyjmując zapisy na papiery kolejnych firm wprowadzanych przez Skarb Państwa na GPW.

Początkowo faktycznie wydawało się, że program akcjonariatu obywatelskiego to wielki sukces. Od pierwszego IPO przeprowadzonego w ramach tego programu minęło już ponad dziewięć lat, a początkowy optymizm zastąpiło rozgoryczenie i rozczarowanie. Idea akcjonariatu obywatelskiego okazuje się sukcesem chyba tylko z perspektywy Skarbu Państwa.

O skali rozgoryczenia najwięcej mogłyby powiedzieć osoby, które wzięły udział w IPO Jastrzębskiej Spółki Węglowej. W ofercie uczestniczyło 168 tys. osób, kupowały akcje po 136 zł. W zasadzie poza pierwszymi dniami notowań papiery JSW są cały czas pod kreską, a strat nie są w stanie zrekompensować wypłacone do tej pory dywidendy. Osoba, która kupiła akcje JSW w ofercie i trzyma je do dzisiaj, jest 70 proc. na minusie. Dodajmy, że maksymalny pakiet akcji JSW przypadający na jedną osobę w IPO opiewał na około 10 tys. zł. W praktyce z tego zostało więc około 3 tys. zł. Ciężkie chwile przeżywają też osoby, które nieustannie wierzą w spółki energetyczne. Tauron i Energa są na historycznych minimach, a i polityka dywidendowa w przypadku obu spółek w ostatnich latach mocno kuleje.