Plany wprowadzenia białoruskich spółek na GPW wydają się coraz bardziej realne. Czy firmy te mogą zyskać uwagę inwestorów z warszawskiego parkietu? Faktem jest, że do zagranicznych spółek podchodzą oni z rezerwą, ostrożnością i oczekują dyskonta w IPO. Jak może być w przypadku firm z Białorusi?
OFE wolą giganty
Pierwsza spółka z tego kraju, reprezentująca sektor IT, może zadebiutować na GPW jeszcze w tym roku. Poprzez naszą giełdę częściowo sprywatyzowane mogą zostać również państwowe firmy. Chodzi o rafinerię w Mozyrzu i spółkę paliwową Naftan, Biełaruśbank, czyli tamtejszą największą instytucję finansową, oraz BiełAZ, jednego z największych na świecie producentów specjalistycznych pojazdów, m.in. dla kopalni.
Zainteresowanie białoruskich spółek wejściem na warszawski parkiet przypomina ekspansję emitentów z Ukrainy w latach 2010–2011. W tym czasie w Warszawie zadebiutowało pięć firm znad Dniepru. Wcześniej ścieżkę przetarły Kernel i Astarta.
Obecnie w subindeksie WIG-Ukraine notowanych jest siedem spółek, wszystkie z sektora rolno-spożywczego. Licząc od debiutu, na plusie są jedynie akcje Astarty, Kernela i Ovostaru. – Ich sukces wynika nie tylko z właściwej strategii rozwoju, ale też z wysokiego poziomu corporate governance (ład korporacyjny – red. ) i przykładania wagi do odpowiednich relacji inwestorskich, co pozytywnie wpływa na poziom wycen giełdowych – wskazuje Marek Buczak, dyrektor ds. rynków zagranicznych w Quercus TFI.
Na duże ukraińskie spółki przychylnym okiem patrzą OFE. Ich ulubieńcem jest Ovostar – na koniec 2016 r. fundusze posiadały prawie 18 proc. akcji tego producenta jaj. Po około 15 proc. akcji miały w Astarcie, Kernelu i IMC.